Już w sobotnim półfinałowym biegu na 60 metrów Ewa Swoboda pokazała moc i pewnie, z pierwszego miejsca, awansowała do finału. Uzyskała przy tym czas 6.98 s., co oznacza, że bez większych problemów przy okazji pobiła rekord Polski. Kapitalną formę udowodniła trochę później, w finale w sesji wieczornej halowych mistrzostw świata w lekkiej atletyce. Do mety dobiegła w równe 7 sekund, przegrywając minimalnie (o dwie setne) z Julien Alfred, i sięgając po srebrny medal. Na bieżni Polka pokazała wielką klasę i pogratulowała rywalkom. A gdy potem stanęła przed kamerą TVP Sport, nie kryła, że celowała w złoto. "Liczyłam na to, że wygram. Byłam na to gotowa, ale cieszę się. Odbiłam sobie Belgrad. Każdy chce wygrać. Dałam jednak radę. Mam medal. Mam srebro. Jest fajnie. Zaraz będę płakać ze szczęścia, bo teraz zaczyna to do mnie dochodzić, ale jestem zła. Mam nadzieję, że ten niedosyt da kopa do roboty" - mówiła na gorąco. Pytana o to, co mogło być przeszkodą w drodze po zwycięstwo, postawiła sprawę dość jasno. Jej zdaniem "za bardzo się spięła, bo za bardzo chciała". Na rozgrzewce poczuła nawet, że może niekoniecznie prawidłowo rozłożyła siły i że w półfinale dała z siebie za dużo. Są jednak oczywiście tego pozytywy. Później Swoboda raz jeszcze zabrała głos, tym razem już w mniejszych emocjach. Pozwoliła, by te opadły. Z większym dystansem skomentowała swój wyczyn z hali w Glasgow. Polska noc w Glasgow. Historyczny medal, rekordy Polski i rekord świata Ewa Swoboda ochłonęła po biegu na HMŚ i szczerze wyznaje: "Cieszę się, że mogę być niezadowolona przez chwilę" Choć początkowo można było mieć wrażenie, że srebro jest dla Swobody pewnym rozczarowaniem, sprawy mają się inaczej. Tak naprawdę lekkoatletka docenia swój sukces. "Teraz, jak się już uspokoiłam, myślę, że to jest bardzo duże osiągnięcie. Cieszę się, że mogę być niezadowolona przez chwilę, przez godzinę po biegu, bo jestem wicemistrzynią, a nie mistrzynią" - wyjaśniła. Przyznała, że "apetyt rośnie w miarę jedzenia" i po tym, jak w półfinale pobiła rekord Polski, po prostu nabrała ochoty na więcej. Zwłaszcza, że miała przecież okazję występować przy pełnych trybunach, co jest dla niej istotne. "Bardzo lubię biegać przy pełnych trybunach i dla mnie to było niesamowite, kiedy przedstawili mnie i było głośno" - podkreślała. Jest przyzwyczajona do tego, że w Polsce może liczyć na fantastyczny doping, ale teraz startowała przecież za granicą, hala wypełniona była głównie fanami z Wielkiej Brytanii, a i tak czuła wsparcie. Gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl o zbliżających się igrzyskach olimpijskich w Paryżu (26 lipca - 11 sierpnia), ale na razie Swoboda skupia się przede wszystkim na mistrzostwach Europy, które odbędą się wcześniej, w pierwszej połowie czerwca. I na tym, by w niedzielnej rywalizacji na halowych mistrzostwach świata wesprzeć koleżanki i kolegów. Oraz, rzecz jasna, oficjalnie odebrać srebrny medal za bieg na 60 m. Ewa Swoboda z medalem halowych mistrzostw świata. Tak wygląda klasyfikacja medalowa