Tak to miało właśnie wyglądać: awans do finału z możliwie jak najmniejszą stratą energii, a wtedy, w walce o olimpijski medal, już pełna moc. Natalia Kaczmarek jest w ścisłej światowej czołówce, to wszyscy wiedzą, a czas 48.90 s uzyskany niedawno w Diamentowej Lidze w Londynie, tylko to potwierdza. Jednocześnie zaś zupełnie inaczej wygląda sytuacja, gdy o wszystkim nie decyduje jeden bieg, a trzy. Taką "turniejową" umiejętność Polka ma, ale ma też choćby Marileidy Paulino, która z naszą Natalią wygrała wszystkie trzy tegoroczne potyczki. Ale nie ma Nickisha Pryce - przynajmniej na razie. Natalia Kaczmarek w trzecim biegu półfinałowym. Pełna kontrola wicemistrzyni świata Polka nie wylosowała jednak żadnej z tych największych gwiazd w swoim półfinale. Pobiegła w ostatnim, gdy znane już były czasy tych dwóch pierwszych. A z każdego pewność walki o medale uzyskiwały tylko dwie najlepsze. Dodatkowo dwie z najlepszymi czasami miały jeszcze uzupełnić ośmioosobową stawkę. Żadna z jej siedmiu rywalek nie biegała w karierze poniżej 49 sekund. Owszem, w eliminacjach błysnęła Brytyjka Amber Anning, ale już np. Sada Williams czy mistrzyni USA Kendall Ellis tu nie imponowały. I Polka pobiegła tak, że można określić ten fakt jako "pełna kontrola". Wybiegła na ostatnią prostą z niewielką przewagą nad Anning, walczyła z nią do samego końca, ale jej awans nie był zagrożony. I wygrała - w 49.45 s, minimalnie pokonała Brytyjkę, o dwie setne. One powalczą z Natalią Kaczmarek o medale. Dwa półfinały rozegrano kilka minut wcześniej Zanim Natalia pojawiła się na tartanie, walkę o olimpijski finał stoczyły wszystkie jej największe rywalki. W teorii - one miały trudniej, walczyły ze sobą. W pierwszej serii były to przede wszystkim Rhasidat Adeleke i Salwa Eid Naser, czyli młoda Irlandka tak imponująca w mistrzostwach Europy w Rzymie, gdy stoczyła z Polką fantastyczną walkę o złoto. No i doświadczona już zawodniczka z Bahrajnu, pochodząca z Nigerii, była mistrzyni świata z Dohy, zarazem autorka trzeciego czasu w historii tej konkurencji. A jedocześnie i zawieszona za złamanie procedur dopingowych. W tym roku prezentowała się z miesiąca na miesiąc coraz lepiej, regularnie poprawiała swój rekord sezonu. A do tego jeszcze Lieke Klaver, Aaliyah Butler, Henriette Jaeger - wszystkie biegające poniżej 50 sekund. Pewne miejsca w finale były dwa, walka musiała być więc "na noże". Zaczęło się nerwowo, Klaver "złamała" procedurę startową, zobaczyła żółtą kartkę. A później Naser pobiegła koncertowo - w 49.08 s, swoim najlepszym od powrotu po zawieszeniu. Adeleke słabłą, ale utrzymała drugie miejsce, w 49.95 s. Jaeger (50.17 s) i Klaver (50.44 s) musiały czekać na pozostałe biegi na "gorących krzesłach". Po nich do startu w drugim biegu przystąpiły dwie największe gwiazdy tego dystansu, obok Polki, czyli mistrzyni świata Marileidy Paulino oraz autorka najlepszego wyniku w tym roku - Nickisha Pryce. Dominikanka doskonale czuje się w rytmie turniejowym, Jamajka ma w tym zdecydowanie mniejsze doświadczenie. Tu też była żółta kartka, dla Brytyjki Laviai Nielsen i powtórzony start. A w nim cudowną dyspozycję pokazała Paulino, mogła nawet uzyskać czas ok. 48,5 s. Linię mety dosłownie przeszła, miała gigantyczną przewagę. A Pryce osłabła, była druga na 100 m przed metą. I nie dała rady, spadła na czwartą pozycję, wypadła z rywalizacji. Awansowały: Paulino (49.21 s) i Alexis Holmes (50.00 s). Finał w piątek - o godz. 20. Finalistki na 400 m kobiet (czasy w półfinale): Salwa Eid Naser (Bahrajn) - 49.08 sMarileidy Paulino (Dominikana) - 49.21 sNatalia Kaczmarek (Polska) - 49.45 sAmber Anning (Wielka Brytania) - 49.47 sSada Williams (Barbados) - 49.89 sRhasidat Adeleke (Irlandia) - 49.95 sAlexis Holmes (USA) - 50.00 sHenriette Jaeger (Norwegia) - 50.17 s