Pierwsze po zjeździe sprawozdawczo-wyborczym Polskiego Związku Lekkiej Atletyki (10-11 stycznia w Spale) obrady 21-osobowego zarządu zdominowały sprawy personalne. Jednak, jak wyjaśnił na konferencji prasowej Jerzy Skucha, nie był to mechaniczny podział stanowisk, ale przypisanie danym osobom zakresu ich obowiązków. - Nie będzie tak w tej kadencji, że wszyscy będą czekali na ruch prezesa. Każdy może i powinien nawet działać samodzielnie i ponosić odpowiedzialność w granicach swych kompetencji - podkreślił. Wiceprezesami zostali: ds. organizacyjno-finansowych Krzysztof Wolsztyński, ds. promocji i marketingu Sebastian Chmara (obaj z Bydgoszczy), ds. techniczno-sportowych Janusz Rozum (Warszawa), ds. współpracy z władzami lokalnymi Paweł Bartnik (Szczecin) i ds. zewnętrznego wizerunku związku Jarosław Wałęsa (Gdańsk). Do pełnego, 7-osobowego składu prezydium wg statutu brakuje sekretarza generalnego. Zgodnie z ministerialnym zarządzeniem wybór - tak jak i na szefa szkolenia - nastąpi w drodze konkursu. W składzie zarządu nie ma wiceprezesa ds. szkoleniowych. Jerzy Skucha, który w przeszłości był szefem szkolenia PZLA, wyjaśnił: - Moje wiadomości i zakres wiedzy z tej dziedziny stworzyłyby sztuczną barierę. Dlatego zarząd przyjął takie rozwiązanie, że osobą numer jeden będzie szef szkolenia, a ja tą działkę będę jedynie nadzorował. Jak powiedział prezes, chce wykorzystać dla dobra lekkiej atletyki potencjał jaki drzemie we wszystkich członkach zarządu (m.in. Robert Korzeniowski został pełnomocnikiem PZLA ds. kontaktów międzynarodowych - IAAF, EA), a także sympatykach, którzy - jak np. Jacek Kazimierski (kandydował na prezesa cztery lata temu) - nie zabiegali o wejście do zarządu czy w jego struktury. - Chętnie stworzę Radę Sponsorów na zasadzie nowatorskiego podejścia. Na razie nie ma co od PZLA kupować. Trzeba stworzyć odpowiednie pakiety i dopiero handlować. Ale najpierw związek musi poprawić swój wizerunek, bo żadna licząca się firma nie wejdzie w układ współpracy. Nikt nie chce przecież psuć swojego wizerunku - mówił Jacek Kazimierski, prezes Strauss Cafe Poland. Jednak - jak powiedział Jerzy Skucha - "można pracować i działać jak najlepiej, dawać z siebie wszystko, mieć piękne obiekty i dobrą kadrę zawodniczo-trenerską, dyscyplina może cieszyć się wielką popularnością, to jednak w ogólnym bilansie liczą się tylko medale, i to olimpijskie. Z takich to krążków związek jest rozliczany". Prezes PZLA złożył deklarację, że wszystkie działania szkoleniowe będą podporządkowane najbliższym igrzyskom, w 2012 roku w Londynie. - Chciałbym, i do tego celu będę dążył, aby nie były gorsze od tych w 2000 roku w Sydney, skąd nasi lekkoatleci przywieźli cztery złote medale. Jerzy Skucha zaznaczył przy tym, że ma pełną świadomość, iż droga nie jest ani prosta, ani łatwa. - Trzeba mieć wizję jak dojść do celu. Nie jestem geniuszem, nie mam monopolu, dlatego nad tym zagadnieniem będzie pracować zespół złożony z najlepszych trenerów, ekspertów. Przyznał, że liczy na pomoc ze strony Rady Trenerów, ale podkreślił, że nie ma to być "zespół szkoleniowy bis", lecz organ opiniujący, doradzający. - Spraw do załatwienia jest wiele, jak chociażby nieuregulowany status trenera czy zasady wynagrodzeń wychowawców, szkoleniowców za przekazywanie zawodnika. Zdobywca czterech medali olimpijskich w chodzie Robert Korzeniowski przyznał: - Na nowym zarządzie, i na mnie także, spoczywa gigantyczna odpowiedzialność za losy lekkiej atletyki. Musimy postarać się, by odmalować jej obraz. Wierzę, że z potencjałem ludzi, którzy obecnie znaleźli się w zarządzie, można wiele zdziałać.