Obaj Londyn, gdzie w piątek rozpocznie się impreza, doskonale znają - z mityngów Diamentowej Ligi i igrzysk sprzed pięciu lat. "Fajny obiekt, dobrze skomunikowany dla zawodników. Przejście z rozgrzewki do tzw. call roomu i potem na bieżnię jest super" - mówił Kszczot. On jest wicemistrzem świata na 800 m. Dwa lata temu w Pekinie przegrał jedynie z Davidem Rudishą. Kenijczyka w Wielkiej Brytanii nie będzie z powodu kontuzji. Wydaje się, że Kszczot nie jest w tak wysokiej dyspozycji, jak w 2015 roku. Świadczy o tym też miejsce w tabeli tegorocznych czasów - jego najlepszy wynik 1.45,21 jest dopiero... 34. na świecie. "To naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Mistrzostwa świata to turniej. Liczą się trzy biegi. Poza tym większość zawodników jest już chyba po najlepszym momencie sezonu. A ja ciągle oczekuję tego najlepszego strzału formy" - zapewnia. On ma przyjść właśnie teraz. Eliminacje zaplanowane są na sobotę, półfinał w niedzielę, a rozgrywka medalowa we wtorek. "Plan taki jak zwykle - wejść do finału, a potem walka o miejsce na podium. Nie obiecam niczego, ale wiem jedno - w tym sezonie nie miałem jeszcze możliwości pokazania, w jakiej naprawdę jestem formie. Jak byłem wypoczęty, to nie było akurat mityngów, a jak startowałem, to zawsze po ciężkim treningu" - podkreślił zawodnik RKS Łódź. Jeszcze większą "zagadką" jest forma Lewandowskiego. Lekkoatleta CWZS Zawisza Bydgoszcz SL tylko raz - i to w mityngu poza kalendarzem PZLA - uzyskał czas lepszy od minimum. Za to doskonale radził sobie na dystansie 1500 m. Poprawił na nim nawet rekord Polski, który od 21 lipca wynosi 3.34,04. Mimo wszystko w Londynie zdecydował się na rywalizację na 800 m. "Ciągle podkreślałem, że 800 m to mój dystans. Oczywiście kiedyś w przyszłości przerzucę się na 1500 m, ale jeszcze nie jestem na to gotowy. To, że pobiegłem taki wynik jeszcze o niczym nie świadczy. Robiłem to z roboty wytrzymałościowej, ale bardzo ogólnej. To jest długi proces. Nie wiem, czy będę gotowy za rok, dwa, a może dopiero na igrzyska w Tokio. Na razie skupiam się na 800 m. To jest dla mnie najważniejsze" - podkreślił w rozmowie z PAP. I mimo że przyjechał na mistrzostwa świata z 43. wynikiem na świecie (1.45,44), liczy na... podium. "Jeszcze nie udowodniłem sobie na 800 m tego, co chciałem. Wiem, że stać mnie na dużo lepsze bieganie. Ciągle męczę ten dystans. Ile razy można być czwartym? Uzyskiwałem bardzo dobre wyniki, a mimo to nie miałem medalu. Mam sobie coś udowodnienia. Nie czuję się jeszcze spełniony na tym dystansie. Nie chcę spocząć, dopóki nie wrócę z medalem na szyi" - powiedział. Lewandowski w mistrzostwach świata czwarty był dwa razy - w 2011 roku w Daegu i dwa lata później w Moskwie. W ubiegłorocznych igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro zajął szóstą lokatę. "W tym roku chciałem sobie dać po prostu jeszcze jedną szansę - nie wiem, czy to będzie ostatnia czy przedostatnia, ale chcę powalczyć o medal. Jak się nie uda? To też się nic nie stanie. Lekkoatletyka to moja miłość i cokolwiek się wydarzy, to teraz nie ma już dla mnie znaczenia, bo najważniejsza jest rodzina. Czy ja wygram, czy będę ostatni w eliminacjach oni będą mnie kochać tak samo. Będę nadal kochanym tatusiem swoich córeczek i mężem. A w Londynie chcę i próbuję realizować swoje marzenia" - zaznaczył Lewandowski. Z Londynu - Marta Pietrewicz