Gdy w 2016 roku Jóźwik finiszowała na piątym miejscu w olimpijskim finale biegu na 800 metrów, a rok później Angelika Cichocka zajęła w mistrzostwach świata w Londynie szóste miejsce na tym samym dystansie i siódme na 1500 metrów wydawało się, że igrzyska w Tokio mogą być najlepszymi w historii dla polskich kobiecych biegów średnich. Szczególnie, że w 2016 roku Cichocka została mistrzynią Europy, na początku 2017 Jóźwik poprawiła w hali rekord kraju na 800 m, a młoda Ennaoui sięgnęła po pierwszy medal w seniorskiej rywalizacji podczas HME w Belgradzie na dystansie 1500 m. Polki rozpychały się coraz mocniej w światowej stawce, a w Europie zaczynały rządzić i dzielić. Medale mistrzostw świata, a nawet igrzysk olimpijskich wydawały się realne. Dziś - na osiem miesięcy przed najważniejszą imprezą czterolecia - wszystkie wymienione nie są nawet pewne startu w Tokio. Minimum ma Ennaoui, ale ona dopiero kończy rehabilitację. Cichocka cały czas zmaga się z przewlekłymi problemami z kolanem, a Jóźwik kilka dni temu ogłosiła, że PZLA "usunął ją ze szkolenia centralnego", gdyż nie chciała zmienić trenera i przejść pod skrzydła Zbigniewa Króla, do niedawna szkoleniowca Adama Kszczota. Sytuacja jest trudna, ale zawodniczki nie zamierzają się poddawać, bo - co zgodnie przyznają - serce do biegania pozwala przezwyciężyć największy nawet ból. - Po wizytach we wszystkich możliwych gabinetach lekarskich trafiłam w końcu do Monachium. Tam znalazłam ludzi, którzy, mam taką nadzieję, w końcu ostatecznie powiedzą, co mi jest i sprawią, że będę mogła normalnie biegać - powiedziała Cichocka. Mistrzyni Europy z Amsterdamu z 2016 (1500 m) i halowa wicemistrzyni świata z Sopotu z 2014 (800) po świetnym sezonie 2017 od 2018 roku walczy z bólem - nie tylko kolana. - Przez wiele lat zaciskałam zęby i trenowałam mimo bólu. Urazy nakładały się na siebie. Parę razy miałam chociażby kontuzję kolana. Wmawiałam jednak sobie, że dam radę i oszukiwałam organizm. Mam nadzieję, że teraz jesteśmy na dobrej drodze. Wierzę lekarzom, do których trafiłam. Byłam już na obozie w Jakuszycach, a we wtorek wybieram się do... Kenii. Mam nadzieję, że zrobimy tam dobrą robotę, ale jestem już doświadczona i znam swoje ciało. Jeżeli tylko cokolwiek będzie nie tak, zwolnię - podkreśliła Cichocka, która trenuje w teamie prowadzonym przez brata Marcina Lewandowskiego - Tomasza. Przyznała, że dziś rozmawianie o igrzyskach nie ma sensu, bo ma przed sobą kilka kroków, które musi wykonać. O normalnych obciążeniach treningowych wciąż nie może być mowy, ale najważniejsze jednak, żeby nie wrócił ból. - Bieganie mam w sercu. Kocham to. Gdy nie mogłam trenować, to nie traciłam czasu tylko żeglowałam, robiłam ćwiczenia zastępcze, dbałam o organizm. Gdy będzie ok ze zdrowiem, wrócę do swojego poziomu. Czasu wystarczy, bo wiem, że mogę przekraczać kolejne granice. Tylko ciało musi mi na to pozwolić - wskazała Cichocka. Jóźwik w tym roku wróciła do rywalizacji po straconym całym sezonie 2018. Po 17-miesięcznej przerwie nie było łatwo, ale ambicja kazała jej zacisnąć zęby i startować. Do swoich najlepszych wyników się jednak nie zbliżyła. Nie wypełniła minimum uprawniającego do startu w MŚ w Dausze. Dalej wierzy jednak, że współpraca z młodym trenerem Jakubem Ogonowskim może przynieść oczekiwane rezultaty. Powątpiewać w to zaczął związek i zaproponował Jóźwik dołączenie do tworzonej grupy treningowej utytułowanego szkoleniowca Zbigniewa Króla. "PZLA postanowił, że w roku olimpijskim powinnam współpracować z trenerem, który według niego jest dla mnie najlepszy. Przystaliśmy na model +współpracy+ dwóch trenerów. Niestety ta opcja na zgrupowaniu w Jakuszycach nie zdała egzaminu (...) Bardzo lubię i szanuję pana trenera Zbigniewa Króla, ale uważam, że przymusowa zmiana szkoleniowca kilka miesięcy przed igrzyskami jest co najmniej niepoważna. (...) W związku z tym, że postanowiłam kontynuować trening Jakuba Ogonowskiego, PZLA usunęło mnie ze szkolenia centralnego, co za tym idzie wszystkie wyjazdy na zgrupowania muszę opłacić sobie sama" - napisała Jóźwik w środę na jednym z portali społecznościowych. Dyrektor sportowy PZLA Krzysztof Kęcki powiedział, że zwrot o "usunięciu ze szkolenia centralnego" w jego ocenie nie odpowiada prawdzie, bo związek zaproponował szkolenie tyle, że w grupie trenera Króla. Argumentował, że na rok przed igrzyskami nie ma już miejsca na pomyłki i eksperymenty w treningu, a to właśnie doświadczony Król gwarantował najlepsze przygotowanie zawodniczki do sezonu 2020. Jeżeli podczas sezonu halowego Jóźwik zaprezentuje wysoką dyspozycję, federacja znów pochyli się nad kwestią finansowania zgrupowań przy zachowaniu współpracy z Ogonowskim. Ennaoui ma minimum uprawniające do startu w Tokio, ale ona także w zasadzie straciła tegoroczny sezon letni. Zmagała się z przeciążeniem całej lewej strony ciała. Zawodniczka biegała z zaciśniętymi zębami, co pozwoliło wywalczyć przepustkę na igrzyska i MŚ w Katarze, ale w Dausze już nie wystartowała. - Obecnie kończę rehabilitację w Klinice Galen w Bieruniu. Przez ostatnie dziewięć tygodni byłam prowadzona przez prof. Krzysztofa Ficka i fizjoterapeutę Radosława Berencza, którzy bacznie obserwowali jak przebiega proces powrotu do zdrowia. 4 grudnia wylatuję na pierwsze zgrupowanie do Monte Gordo - powiedziała lekkoatletka. Jak zaznaczyła, jest bardzo podekscytowana olimpijskim sezonem. W tym roku mija 10 lat od rozpoczęcia jej współpracy z trenerem Wojciechem Szymaniakiem, które przyniosły osiem medali ME w różnych kategoriach wiekowych. Ostatni - srebrny - 24-latka wywalczyła wiosną w HME w Glasgow. - Kibice będą musieli trochę poczekać na moje starty, bo odpuszczam całkowicie sezon halowy i całe swoje siły przeznaczam na przygotowanie do igrzysk w Tokio. Wierzę, że tam "będzie ogień" - podsumowała Ennaoui. autor: Tomasz Więcławski