"Sezon był bardzo dobry, a co dla mnie najważniejsze, po raz kolejny poszedłem do przodu, a to przełożyło się na wyniki. Jeżeli więc tylko zdrowie dopisze, to nastawiam się bardzo optymistycznie na przyszłosezonowe starty i rywalizację, w tym oczywiście na co najmniej obronę brązowego medalu mistrzostw świata" - powiedział Nowicki. Zawodnik KS Podlasie Białystok ma w dorobku brązowe medale igrzysk olimpijskich (Rio de Janeiro 2016) i mistrzostw świata (Pekin 2015 i Londyn 2017). Dwukrotnie też stawał na podium czempionatu Europy - w 2016 roku w Amsterdamie był trzeci, w sierpniu tego roku w Berlinie wywalczył tytuł mistrza Starego Kontynentu. W czerwcu podczas mityngu w Gliwicach rzucił 81,45 m, miesiąc później w węgierskim Szekesfehervar poprawił ten życiowy rekord o 40 cm uzyskując tym samym najlepszy tegoroczny wynik na świecie. W historii polskiej lekkoatletyki tylko dwóch młociarzy osiągnęło lepsze rezultaty - Paweł Fajdek z rekordem kraju 83,93 oraz mistrz olimpijski z Sydney Szymon Ziółkowski - 83,38. Główny cel na nadchodzące miesiące, to dobre przygotowanie się do kolejnego sezonu. "Zamierzam bardzo mocno pracować, żeby pozostać w światowej czołówce. Chciałbym przesunąć granicę swojego rzucania, czyli regularnie osiągać okolice 80 metra. Jeżeli to zrobię, to może będę mógł się pokusić o kolejny rekord życiowy" - ocenił podopieczny trenerki Malwiny Sobierajskiej. Wcześniej jednak musi wyleczyć kontuzję tak, aby nie tylko dobrze wejść w sezon, ale przede wszystkim jak najlepiej wypaść na mistrzostwach świata w Katarze (28 września - 6 października). "Ponad miesiąc temu lekko naderwałem przyczep mięśnia prostego uda, no ale praca fizjoterapeuty przynosi dobre efekty, wszystko się goi i wzmacnia. Wiadomo, że z roku na rok organizm gorzej przyjmuje obciążenia i trudniej się regeneruje, ale jak do tej pory wszystko idzie w dobrym kierunku, więc nastawiam się bardzo optymistycznie do wszystkich startów, w tym oczywiście do rywalizacji w Dausze" - podkreślił Nowicki. Pierwsze, jedenastodniowe zgrupowanie w Zakopanem nie było szczególnie intensywne, więc nie zagrażało pogorszeniu stanu leczonej nogi młociarza. "Tak naprawdę mocną pracę zaczniemy od nowego roku, a tutaj zrobiliśmy sprawność, dla poprawy wydolności pochodziliśmy po Tatrach, było też troszkę siłowni" - wyliczał. Nowicki wyznał, że góry wręcz uwielbia. "Chodzę po nich także z żoną, a wyjścia na szlaki podczas obozu chociaż są męczące, to stanowią odskocznię od codziennej pracy i świetnie działają na moją psychikę" - zapewnił. Pogoda i warunki na szlakach pozwoliły jedynie na trzy wycieczki, a jako pierwsza była Gubałówka. "Tak na rozgrzewkę, potem weszliśmy na Nosal, byliśmy też nad Czarnym Stawem, a zaplanowana na środę wycieczka nie wypaliła, ponieważ w Tatrach zrobiło się bardzo ślisko i nie chcieliśmy ryzykować jakiejś kontuzji" - zaznaczył i dodał, że cykl szkoleniowy powoli się rozpędza. "Po dwóch dniach odpoczynku będą treningi w klubie, no a potem znów tydzień oddechu w domu. To dla mnie wyjątkowo cenne chwile, które mogę spędzić z żoną i czteroletnią córeczką. Ten czas jest tym ważniejszy, że kolejne zgrupowania będą zdecydowanie intensywniejsze... Pierwsze z nich w portugalskim Monte Gordo. Ruszamy tam 1 grudnia i w cieplejszym klimacie przez 17 dni mocno popracujemy chociażby nad techniką. Na początku przyszłego roku natomiast zaplanowany jest kolejny ciężki obóz, ale w równie sprzyjających naszej dyscyplinie warunkach pogodowych, bo być może na Teneryfie" - wyliczał Nowicki. Pomiędzy zgrupowaniami będzie jednak trochę wolnego. "Obozy mamy tak ułożone, żeby były te tak wyczekiwane ciepłe, rodzinne święta Bożego Narodzenia. Na mojej głowie będą pewnie większe zakupy, żona świetnie gotuje, więc będzie jak zwykle pysznie. No a ponieważ jestem ciągle poza domem, to na pewno przygotuje inne smakołyki, takie jak moja ukochana zupa pomidorowa. Te kilka świątecznych dni to dla mnie wspaniały czas, bo rodzina jest dla mnie najważniejsza. Jest moim wsparciem i dopełnieniem, więc myślę, że bez niej nie byłoby tego co do tej pory osiągnąłem" - podsumował Nowicki. autor: Joanna Chmiel