"Jestem dopiero na samym początku mojej naukowej drogi. Rozpoczynam dopiero drugi rok studiów doktoranckich na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu" - poinformował. Jak na 400-metrowca przystało, właśnie tym dystansem zajmuje się w swojej pracy. Tłumaczył, że bada w tej chwili odcinki - 350 m i 500 m oraz ich przełożenie na dystans jednego okrążenia. "Badania robię także pod kątem biomechaniki, tzn. jak zmienia się długość kroku, częstotliwość, długość kontaktu stopy z podłożem pod wpływem zmęczenia oraz oczywiście cała fizjologia" - dodał dwukrotny medalista mistrzostw Europy w długiej sztafecie. W ten sposób chce wysnuć wnioski, który odcinek lepiej sprawdza się w korelacji do 400 metrów. W badaniach wzięli udział m.in. Karol Zalewski, Kacper Kozłowski i Patryk Adamczyk. Trudno jest mu zgrać obowiązki treningowe z tymi na uczelni, ale jak podkreślił, ma wsparcie promotora i całej ekipy badawczej. "Jestem silnie związany z wrocławską AWF i po studiach magisterskich z rozpędu rozpocząłem też doktoranckie. Mam też normalnie zajęcia ze studentami. A poza tym myślę, że w Polsce brakuje naukowców, którzy obok czystej teorii mają ugruntowaną wiedzę zawodniczą" - wspomniał. Gorzej układa się Omelce sportowo. Tuż po sezonie halowym doznał kontuzji ścięgna Achillesa. To wykluczyło go na pięć tygodni z regularnych treningów. "Nie chcę się spieszyć, a wszystko powoli przerobić. Docelowa impreza jest dopiero w sierpniu, a chciałbym formą błysnąć już w mistrzostwach Polski w Lublinie. Nie oszukuję się jednak i bardziej chciałbym być wsparciem dla sztafety, aniżeli zrobić jakieś postępy indywidualnie. Mam po prostu nadzieję, że dojdę do dobrej dyspozycji" - przyznał. Na razie trenujący z Jackiem Skrzypińskim lekkoatleta nie chce rywalizować. Przed nim szereg ciężkich zajęć. "W dzienniku treningowym mam dopiero początek kwietnia, więc na razie nie zamierzam startować na 400 m. Nie oszukuję się, bo wiem, że fajerwerków nie będzie" - zaznaczył. Po halowych mistrzostwach świata w Birmingham, gdzie sztafeta z nim w składzie nie tylko wywalczyła złoty medal, ale i poprawiła rekord globu, w Polsce nastąpiło szaleństwo. "Dostrzegam wielkie zmiany w reakcjach ludzi. Stałem się bardziej rozpoznawalny, zwłaszcza w tym wewnętrznym środowisku. Staram się jednak podchodzić do tego z dystansem i robić swoje" - powiedział Omelko. Parę tygodni później rekord został poprawiony przez Amerykanów w zawodach uczelnianych. Na razie nie przeszedł on jednak procesu ratyfikacji i nie wiadomo, czy były zachowane wszystkie przepisy IAAF. "Wiedziałem, że Amerykanie zrobią wszystko, by ten rekord do nich szybko wrócił. To dla nich bardzo prestiżowe. Może się jednak skończyć tak, że ich wynik nie zostanie w ogóle ratyfikowany, trzeba odczekać. Złotego medalu mistrzostw świata nikt nam jednak nie odbierze" - podkreślił. Omelko podchodzi jednak do sytuacji realnie i uważa, że rekord świata na stadionie jest w tej chwili przez Polaków nie do poprawienia. "Hala to jednak trochę inny poziom. Realny jest rekord Polski, ale pod warunkiem, że wszyscy będziemy w formie. Zresztą jak nie w tym roku, to może w kolejnym" - podsumował.