"Oczywiście to relacja specyficzna, ale ja wiedziałam, jak ona wygląda i w co się włączam. Jeździłyśmy już wcześniej razem na zgrupowania i obserwowałam, jakie są relacje treningowe mamy i córki. Dla mnie było jasne od samego początku, że nie chcę w nie wchodzić. Każda z nas ma swoją pracę do wykonania, a mi się świetnie współpracuje z panią trener" - powiedziała PAP zawodniczka OŚ AZS Poznań. Z Igą Baumgart-Witan od lat dogaduje się znakomicie. Zawsze mieszkały razem na zgrupowaniach, przyjaźnią się i nawet teraz jak razem na co dzień trenują to wolny czas też spędzają wspólnie. Tylko na bieżni są rywalkami, ale po minięciu mety zawsze sobie gratulują. "Jak zdecydowałyśmy się na współpracę z panią Iwoną, to wiedziałam jedno - nie chcę wchodzić między matkę i córkę. I też jasno chcę powiedzieć, że nigdy nie poczułam się gorzej traktowana czy pominięta. Współpraca jest super, a ja doskonale rozumiem, że Iga czasami potrzebuje więcej uwagi. Mamy inne charaktery, ale właśnie w tej różności się uzupełniamy i to jest super" - podkreśliła. Wyciszkiewicz-Zawadzka uznawana była kilka lat temu za jeden z największych lekkoatletycznych talentów. Mówiono o niej, że jest pracowita, zadziorna i ma wszelkie predyspozycje, by przez lata zdominować bieg na 400 m. Los chciał inaczej. W wieku 21 lat pokonała jedno okrążenie w 51,31 i od tamtej pory tego wyniku nie poprawiła. Ciągłe problemy zdrowotne zahamowały jej karierę. "Wystrzeliła" dopiero w mistrzostwach świata w Dausze. W sztafecie zmierzono jej czas poniżej 50 sekund. I to miał być dowód na to, że jej przejście do trenera Tomasza Lewandowskiego było strzałem w dziesiątkę. Tą współpracą nie cieszyła się jednak długo. Szkoleniowiec nie podpisał kontraktu z PZLA i Wyciszkiewicz-Zawadzka musiała szukać kolejnego rozwiązania. Tak trafiła pod skrzydła Iwony Baumgart.