Lekkoatletyka. MŚ w sztafetach. Sokólska: W finale odpalamy wrotki
Wielka radość przepełnia naszą żeńską sztafetę 4x100 m, która awansowała do niedzielnego finału, a przede wszystkim wywalczyła kwalifikację olimpijską do Tokio. - Zrobiłam wszystko to, na ile mogłam. Cieszę się, że reprezentowałam Polskę i dałam z siebie wszystko - uśmiechała się od ucha do ucha Paulina Guzowska, która godnie zastąpiła Marikę Popowicz-Drapałę.
To właśnie Guzowska rozpoczęła sztafetę na pierwszej zmianie. W swoim biegu eliminacyjnym (czas 43.64) Polski zajęły drugie miejsce, za Holandią, a w sumie zostały sklasyfikowane na trzeciej lokacie.
- Początkowo miałam problem, bo nie dostałam miarki, żeby odmierzyć blok, ale poradziłam sobie bez tego - dodała Guzowska.
Klaudia Adamek dodała: - Nerwy były bardzo duże. Nie dociekajmy, co tam poszło nie tak. Po prostu wzięłam pałeczkę i biegłam ile sił w nogach.
Najbardziej doświadczona w naszej ekipie Katarzyna Sokólska, biegnąca na trzeciej zmianie, postraszyła rywalki przed finałem. - Kwalifikacja była naszym celem, ciężko na to pracowałyśmy. Jesteśmy mocne, ale potrzebowałyśmy też troszkę szczęścia. Uważam że w eliminacjach jest większy stres nawet niż w biegu na igrzyskach, bo to była walka o wszystko. A w niedzielę "odpalamy wrotki" i pokazujemy, na co nas stać - tak Sokólska zagrzewała koleżanki do walki.
Sztafetę kończyła młoda gwiazda naszej "królowej sportu" Pia Skrzyszowska, która wytrzymała psychicznie. - Tak, utrzymałam miejsce, widziałam że rywalka podbiegła, ale kontrolowałam sytuację. Cieszę się, bo właśnie taki był plan.
Artur Gac ze Stadionu Śląskiego