23-letnia Kaczmarek zapłaciła wielką cenę za morderczy wysiłek, gdy już chwilę po zakończeniu biegu potrzebowała pomocy służb medycznych. Na naszą lekkoatletkę w związku z tym dość długo trzeba było czekać w strefie dla dziennikarzy.Pobiegła jednak fantastycznie, uzyskując drugi czas w całej stawce, a szybsza od naszej zawodniczki była tylko genialna Holenderka Femke Bol.- Tak, jestem w superformie i naprawdę dałam z siebie wszystko, bo widziałam, że jesteśmy czwarte i bardzo, bardzo chciałam wyrwać ten medal. Bardzo walczyłam na końcu, jak widać troszkę za to zapłaciłam. Ale jak widać, było warto i jestem z tego mega szczęśliwa - powiedziała zawodniczka AZS AWF Wrocław.Następnie precyzyjnie zrelacjonowała, co dokładnie działo się na finiszu biegu, bo Kaczmarek biegła na ostatniej, czwartej zmianie. Natalia Kaczmarek: Dziewczyny "cięły się", a ja zaatakowałam - Widziałam, że jestem czwarta, za dziewczynami, ale zawsze sobie powtarzam: nie szalej, biegnij swoje, spokojnie. Można powiedzieć, że Polska słynie z tego, że ma mocną końcówkę, dlatego zawsze sobie mówię, że zbieramy żniwa na końcu. Tutaj było to samo. Dziewczyny walczyły ze sobą, "cięły się", a ja poczekałam i z końcówki zaatakowałam - analizowała Kaczmarek.Zapytana o to, jak się czuje stając się pełnoprawną członkiną sztafety "aniołków Matusińskiego", wykorzystując nieobecność bardziej utytułowanych koleżanek, nie kokietowała.- Fakt jest taki, jak uważam, że jestem w takiej formie, że w tym momencie naprawdę mogę rywalizować z dziewczynami. A może nie rywalizować, ale biegać z nimi, bo naprawdę jestem w świetnej formie. Mam nadzieję, że dziewczyny też będą w coraz lepszej dyspozycji i razem będziemy walczyć na igrzyskach.Bieg po srebrne medale w naszej olimpijskiej sztafecie rozpoczęła Kornelia Lesiewicz, druga ruszyła najbardziej doświadczona Małgorzata Hołub-Kowalik, następnie Karolina Łozowska, a kończyła właśnie Natalia Kaczmarek. Artur Gac ze Stadionu Śląskiego