Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka to kolejna czołowa zawodniczka na 400 m, która nie wystąpi w nieoficjalnych mistrzostwach świata sztafet w Chorzowie. W sztafecie 4x400 m nie wystartuje też Iga Baumgart-Witan i Justyna Święty-Ersetic. Impreza odbędzie się w weekend. Wszystkie wymienione lekkoatletki zrezygnowały z powodu urazów. Mistrzyni Europy i najbardziej utytułowana Święty-Ersetic jest już po kontuzji i wróciła do treningów, ale ma spore zaległości. Baumgart-Witan narzeka na ból ścięgna Achillesa i na razie nie wiadomo, kiedy będzie mogła rywalizować. W czwartek o urazie poinformowała też Wyciszkiewicz-Zawadzka. Pytana o stan zdrowia Hołub-Kowalik podkreśliła, że skłamałaby, gdyby miała określić swoje przygotowanie, jako 100-procentowe. - Niestety od sezonu halowego mam lekki problem z Achillesem. To się tak ciągnie, ale od początku planowałam występ w Chorzowie i będę gotowa do walki. Przyjdzie adrenalina, to ból zniknie - podkreśliła zawodniczka. Przyznała, że znów przypada jej w udziale "trzymanie pieczy nad młodszymi koleżankami". Te zadają podczas wspólnych treningów pytanie, czy ich starsza koleżanka z kadry jest już "stara", czy dopiero "doświadczona". - Zastanawiamy się nad odpowiedzią (śmiech). Przy tych młodych dziewczynach cały czas się czegoś uczę. Ja jestem takim dinozaurem, że pamiętam Naszą Klasę, a z nimi nagrywamy filmiki na TikToka. Nie za bardzo wiem, z czym to się je. Wychodzę jednak z założenia, że jak jest dobra atmosfera, to będzie i wynik - wskazała zawodniczka, która od lat jest podporą zespołu trenera Aleksandra Matusińskiego. W Chorzowie sztafeta 4x400 m pań nie musi się bić o kwalifikację olimpijską, bo tę ma już w garści. - Nie będzie na starcie zawodniczek z USA, Jamajki czy Kanady. To spore ułatwienie. Mocne będą na pewno za to Holenderki i Brytyjki. Cel się nie zmienia. Chcemy stanąć na podium. Startujemy u siebie i damy z siebie wszystko. Widzę formę młodszych koleżanek i nie chcę zapeszać, ale mogę śmiało zdradzić, że są w gazie - podkreśliła. Hołub-Kowalik przyznała, że przełożenie igrzysk o rok akurat naszej sztafecie odbiło się czkawką. - Nie ma się co czarować i mówić o braku problemów. Kilka dziewczyn walczy z kontuzjami. Robią wszystko, aby przed Tokio trener miał jak największy wybór i mógł zbudować naprawdę silny zespół. Także dlatego kilka zawodniczek nie chce teraz ryzykować startu w mistrzostwach świata sztafet. Ważniejsze są bowiem igrzyska. Z drugiej strony, nie możemy przegapić tej okazji do wprowadzenia nowych zawodniczek. One muszą się obiegać, poczuć adrenalinę takiego startu. Szkoda, że bez kibiców. Startowałam na Stadionie Śląskim niemal wypełnionym po brzegi i wiem jak polscy fani niosą. Gdy brakuje sił, to wówczas dokłada się z serca, z wątroby, ze wszystkiego, co się ma - przyznała zawodniczka AZS-u UMCS-u Lublin. Wyraziła jednocześnie nadzieję, że już za miesiąc, podczas Drużynowych Mistrzostw Europy w Chorzowie fani wrócą na stadion. - Potrzeba nam wszystkim odrobiny normalności. Przełożenie igrzysk wszystko wywróciło do góry nogami, ale "Aniołki Matusińskiego" nie raz pokazały, że umieją wychodzić nie z takich opresji. Damy radę - dodała Hołub-Kowalik. Nieoficjalne mistrzostwa świata sztafet po raz pierwszy odbędą się w Polsce. Na Stadionie Śląskim rywalizacja będzie toczyć się nie tylko o medale, ale i o kwalifikacje olimpijskie. Kobieca sztafeta 4x400 m i mikst mają już pewny udział w letnich igrzyskach w Tokio. O nominacje walczą pozostałe sztafety - dwie sprinterskie i męska 4x400 m. Z udziału w chorzowskiej imprezie zrezygnowało też kilka reprezentacji, w tym Stanów Zjednoczonych, Jamajki, Kanady. Kraje te mają obawy związane z pandemią koronawirusa i postanowiły nie wysyłać do Polski swoich przedstawicieli. Autor: Tomasz Więcławski