Przed sezonem byliście na obozie w Australii. Praca, którą tam wykonaliście była bardzo ciężka? Marcin Lewandowski: Trenowaliśmy na wysokości. Zrobiłem ponad 600 km, co przekładało się na ok. 25 km dziennie. To trening porównywalny do maratońskiego. Takie przygotowania są jednak bezpieczne, nie eksploatują organizmu. Po powrocie stamtąd czułem się delikatnie "zamulony", ale takie obciążenia w długim okresie czasu nie niosły żadnego ryzyka. Dzięki temu potrafię wytrzymać bieganie na 800 m od maja do września na poziomie 1.44. W stawce światowej na 1500 m jest pan obecnie jednym z niewielu liczących się Europejczyków. Jak zawodnik z tego kontynentu może niwelować naturalną przewagę Afrykanów? - Po to wyjeżdżam bardzo często na zgrupowania do Afryki, żeby mieć chociaż odrobinę tego, co oni mają na co dzień, a przed nimi mieli ich rodzice, dziadkowie i pradziadkowie. Afrykanie mają to coś w genetyce, a ja mogę tylko "liznąć" krótkimi pobytami na wysokości. A i tak daje to pozytywne efekty. Kenijska szkoła biegania to "train hard, win easy" (trenuj ciężko, wygrywaj łatwo), europejską można streścić, jako "train smart, not hard" (trenuj mądrze, nie ciężko), a moja jest ich połączeniem - trenuj ciężko i mądrze. Myślę, że to najlepsza droga. Jest pan obecny w czołówce biegaczy od wielu lat, ale właśnie wchodzi pan w optymalny wiek dla zawodnika startującego na 1500 metrów. - Prawda jest taka, że wszyscy Kenijczycy mający w dokumentach 27 czy 28 lat, a realnie 32. Ja w tym roku skończę 31. To idealny wiek do osiągania świetnych wyników. Roger Federer powiedział niedawno po 20. wygranej w Wielkim Szlemie, że wiek to tylko cyfry, a nie problem. Wziąłem to mocno do siebie. Pamiętajmy o tym, że doświadczenie jest rzeczą niezwykle ważną w sporcie, najlepszą, jaką posiadamy. Po tylu latach wiem, jak zachować się w każdej sytuacji na bieżni. W Birmingham jest szansa powalczenia o medal? - Bardzo bym chciał. Wiem po Copernicusie, że w szybszym biegu jestem spokojnie w stanie uzyskać na 1500 metrów wynik na poziomie 3.35. Czy tak trzeba będzie biegać w Wielkiej Brytanii? Trudno powiedzieć. Mistrzostwa rządzą się często swoimi prawami. Taktyka innych może być różna. Na wszystko jestem jednak przygotowany i gotowy. Ważna jest także stabilizacja, którą daje mi nowy sponsor Grupa Azoty Police. Bez takich mecenasów sportu – uprawianie lekkoatletyki w naszym kraju byłoby dużo trudniejsze. Rodzina jest dla pana bardzo ważna. Życie lekkoatlety to ciągłe wyjazdy, ale można powiedzieć, że jest pan człowiekiem bardzo rodzinnym, lubiącym spędzać czas w domu? - Na halowych mistrzostwach Polski w Toruniu i Copernicusie byłem ze swoją rodziną. Mieszkaliśmy we czwórkę w jednym pokoju. Cały czas była zadyma i latanie za dzieciakami. Teoretycznie to osłabia, ale to jest to, co daje mi energię i czyści głowę. Najważniejsze jest dla mnie spędzanie czasu z najbliższymi. Głowa jest często znacznie ważniejsza od przygotowania fizycznego.