- W tym roku moja forma jest bardzo średnia, ale cały czas dają nam się we znaki efekty pandemii. Wiem, że na wiosnę wielu zawodników trenowało we własnych ogródkach. Jest to dobre rozwiązanie, jednak pod warunkiem, że ma się ogródek, a ja mieszkam w bloku i takiej zielonej przestrzeni nie posiadam. Jakoś sobie radziłem, nie było tragedii, ale jestem typem zawodnika, który łapie formę na zgrupowaniach. Wypadły mi trzy obozy, a każdy miał trwać trzy tygodnie. Mam zatem dziewięć tygodni w plecy i teraz widać braki w technice oraz sile - podkreślił Bukowiecki. Długą przerwę w rywalizacji wielu sportowców poświęciło również na regenerację oraz dojście do pełni sił. - Ten czas można było tak spożytkować, ale tylko przy założeniu, że nie pojawią się nowe urazy. A ja na 100 procent nie jestem zdrowy, bo doskwierają mi dwie kontuzje, które do tej pory mi się nie przytrafiały - zauważył. Wicemistrz Europy z 2018 roku z Berlina ma problem z nadgarstkiem, boli go także stopa. - Źle naskoczyłem na próg, odbiłem sobie piątą kość śródstopia i teraz na 100 procent nie mogę pójść za kulą. Przy każdym dotknięciu progu stopą pojawia się ból i podświadomie się cofam. Z kolei kontuzja nadgarstka pojawiła się niedawno, właśnie kiedy czułem, że łapię optymalną formę. I znowu zostałem na pewien czas wyłączony z ćwiczeń, a obecnie nie mogę realizować pełnego treningu. Wykonuję różne pomocnicze zestawy, które jednak do końca nie są w stanie zastąpić normalnych zajęć. To zresztą widać po wynikach, bo pcham po 20 metrów, a nie po 22 jak w zeszłym roku - powiedział. W sobotę w Gdańsku reprezentant AZS UWM Olsztyn okazał się najlepszy w 48. Memoriale Józefa Żylewicza, ale z przeciętnym rezultatem 20,09. Tydzień temu w Spale podczas 8. Festiwalu Rzutów im. Kamili Skolimowskiej 23-letni kulomiot uzyskał 20,36. - Delikatnie mówiąc, wynik w Gdańsku nie powala na kolana. Pomimo problemów nie unikam jednak rywalizacji, bo lubię i chcę startować, tym bardziej, że w tym roku jest mało zawodów - dodał. Początek sezonu był jednak obiecujący, bo 18 czerwca w Warszawie podczas mityngu z cyklu "Czwartki z lekkoatletyką - Orlen TVP Sport Cup" pchnął kulę na odległość 20,92. - Nieźle to rokowało, bo nie spodziewałem się wówczas tak dobrego wyniku i nie sądziłem, że mogę tak daleko pchnąć. Później rezultaty z tych zawodów nie zostały jednak uznane, bo nie wszystko było w porządku z poziomem rzutni - wyjaśnił. Reprezentant Polski ma nadzieję, że najwyższą formę uda mu się osiągnąć pod koniec sierpnia, kiedy we Włocławku odbędzie się krajowych czempionat. - Generalnie w hierarchii imprez jest to niezbyt liczące się wydarzenie, ale w tym roku są to najważniejsze zawody i wypadałoby pokazać się w nich z odpowiedniej strony. W tej konkurencji w kraju jest wielu dobrych zawodników i mamy w czym wybierać, zatem we Włocławku może dziać się sporo ciekawych rzeczy - stwierdził. Bukowiecki nie jest specjalnie załamany swoją dyspozycją, bo zdaje sobie sprawę, że kluczowy będzie przyszły rok. - Nie mam formy, jaką chciałbym mieć, ale nie należy ronić łez, bo w tym roku nic specjalnego się nie dzieje i nie ma za bardzo o co walczyć. Oczywiście w niczym nie usprawiedliwia to moich słabych wyników. Są na zbliżonym poziomie i mogę tylko zażartować, że jest słabo, ale przynajmniej stabilnie. Ten sezon trzeba jednak potraktować przejściowo i nie można się załamywać, bo to co jest najważniejsze, czeka nas za rok. A wiem, że jeśli zdrowie dopisze, to do igrzysk na pewno odpowiednio się przygotuję - podsumował.Marcin Domański