1,85 cm to wynik, z jakim Kamila Lićwinko zwyciężyła w konkurencji skoku wzwyż. Polka odczarowała tym samym emocje po nieudanym starcie w Bydgoszczy, gdzie trzykrotnie strąciła pierwszą wysokość. - Nie ma się co oszukiwać, że ten sezon nie należy do udanych. To chyba najgorszy sezon w całej mojej karierze. Mam problem ze skoczeniem 180, czy 185 cm. Pomimo tego, że skoki i wynik nie były dobre, zaczynam w końcu czuć, że skaczę. Są emocje startowe, nerwy i stres, więc wyciągam z tego startu dużo plusów. Nie oszukujmy się. To nie są szczyty moich możliwości i wyniki, jakie bym chciała osiągać - skomentowała swój start Kamila Lićwinko. Reprezentantka Polski ma mało czasu na odpoczynek przed kolejnymi zawodami. Już za dwa dni pojawi się na stracie podczas lekkoatletycznych mistrzostw polski we Włocławku. Na ten konkurs ma swój osobisty cel. Chce, aby w tabeli wyników wreszcie pojawiła się dziewiątka. - Mam start w piątek, więc teraz czeka mnie dzień odpoczynku. Po dzisiejszym występie liczę na to, że teraz będzie już tylko lepiej. Może w końcu z przodu pojawi się dziewiątka. Dobrze się czułam. Chciałbym jeszcze to podciągnąć i ułożyć sobie w głowie, aby we Włocławku skakać już dobrze - dodała halowa mistrzyni świata z 2014 roku. 34-latka do Chorzowa przyjechała ze swoją dwuletnią córeczką. Z Hanią na rękach pojawiła się też w strefie wywiadów z dziennikarzami. Dziewczynka wyraźnie była zaciekawiona sytuacją, a mama zadowolona z tego, że córka tak dzielnie znosi zawody. - Jest bardzo dzielna. Cały konkurs siedziała z Michałem (Michał Lićwinko - mąż i trener lekkoatletki - przyp. red.), a później towarzyszyła mi przy dekoracji i wywiadach. Dobrze to znosi. Jesteśmy w podróży od niedzieli, więc oby tak dalej - zakończyła Lićwinko. Z Chorzowa Aleksandra Bazułka