"Przez chwilę obowiązywał zakaz biegania po lesie, ale na szczęście znów wszystko wróciło do normy. Mam w okolicznych lasach wiele fajnych, płaskich ścieżek. Gdy trzeba zrobić cięższy trening — są także podbiegi. Radzimy sobie, jak umiemy. Trudno mówić o budowaniu wielkiej dyspozycji, bo tak naprawdę nie wiemy, do jakich zawodów się przygotowujemy, ale przecież też nie możemy leżeć na kanapie i czekać nie wiadomo na co" - podkreśliła specjalistka od biegu na 400 m Baumgart-Witan. Przyznała, że do tej pory nie odczuwa jeszcze negatywnych skutków tzw. narodowej kwarantanny. Podchodzi do tego bardzo spokojnie, bo wie, że i tak od samych sportowców nie zależy w kwestii zniesienia rygorów bardzo wiele. "Czekamy na rozwój sytuacji. Wiemy, że trwają prace nad zaprojektowaniem naszej obecności w Centralnych Ośrodkach Sportu. Razem z moją mamą trenerką zgłosiliśmy przez PZLA taką wolę. Jeżeli tylko będzie to możliwe, zostaną przedstawione szczegóły i będzie to już bezpieczne — chętnie z tego rozwiązania skorzystamy. Wiadomo bowiem, że teraz są zamknięte stadiony i inne obiekty. Trzeba sobie radzić samemu, póki co, ale ja mam siłownię w domu, mogę ćwiczyć na podwórku, w garażu. Nie narzekam" - podkreśla członkini złotej sztafety 4x400 m. Baumgart-Witan podkreśliła, że obecnie wszelkie dyskusje związane ze szczegółowym planem przygotowań nie bardzo mają sens, bo nie wiadomo, do jakich zawodów miałby taki plan się odnosić. Razem z trenerką nadal pracują tak, jakby w sezonie 2020 mityngi jednak się odbywały, jakby miały zostać zorganizowane np. Mistrzostwa Europy w Paryżu. "Słyszymy jednak coraz częściej, że czempionat Starego Kontynentu we Francji może się nie odbyć. To jednak w tym momencie trochę wróżenie z fusów" - powiedziała. Zauważyła, że mogą po okresie pandemii wystąpić zmiany w światowym układzie sił w biegach, bo w jednych częściach świata można niemal normalnie trenować, w innych jest to trochę utrudnione, a w jeszcze innych zupełnie niemożliwe. Odniosła się także do problemu związanego z utrudnieniem kontroli antydopingowych. "Podobno są przeprowadzane jakieś kontrole dopingowe. Kamila Lićwinko wrzuciła informację w mediach społecznościowych, że taka kontrola u niej była, ale że jest dopiero drugą osobą w Polsce kontrolowaną w okresie epidemii COVID-19. To pytania do prezesa WADA, jak to zorganizować, żeby przeprowadzać badania. Nie myślałam o tym temacie szerzej, ale może być tak, że wiele osób pójdzie na skróty i będzie kombinowało. Trzeba robić swoje i przejmować się sobą, bo mam nadzieję, że nawet pojawienie się raptem wybryków natury spowoduje szybkie ich odsianie i skontrolowanie" - dodała. Mężem Baumgart jest bramkarz Andrzej Witan, który gra w pierwszoligowej Chojniczance Chojnice. Być może już w maju będzie musiał wrócić do treningu w tej miejscowości, ale na razie oboje mają bazę w Koronowie. Biegaczka przyznaje, że nie pamięta zbyt wielu tak długich okresów w domu w poprzednich latach, ale z nowej sytuacji potrafi czerpać radość. "Mam czas na prozaiczne rzeczy, które kiedyś były dość odległe. Nawet jak robimy zakupy, to łapię się na tym, że już nie na 2 czy 3 dni, ale na tydzień czy miesiąc. W takiej perspektywie zaczęliśmy działać i myśleć" - wskazała. Z koleżankami ze sztafety jest w kontakcie, ale nie rozmawiają o sporcie, startach i formie, bo dziś wszystko to jest dużą niewiadomą. Mama-trenerka Iwona Baumgart nie odpuszcza jednak i każe ciężko pracować. "Kontaktujemy się głównie przez telefon i zdalnie, bo do treningu w lesie czy na siłowni nie potrzeba obecności drugiej osoby, ale mama wszystko kontroluje, sprawdza, podpowiada. Sytuacja zmieni się, gdy znów będziemy mogli korzystać z obiektów sportowych. Wierzę, że jeszcze w tym sezonie staniemy na bieżni, ale nie nakładam na siebie presji. Wiadomo, że najważniejsze są igrzyska olimpijskie, a te dopiero za ponad rok" - zakończyła multimedalistka ME i MŚ w sztafecie 4x400 m.Tomasz Więcławski