Do Torunia na halowe mistrzostwa Europy przyjechała 35-osobowa reprezentacja Holendrów. Impreza była dla nich jak najbardziej udana, bowiem sportowcy wygrali klasyfikację medalową z dorobkiem czterech złotych krążków. Jak się okazuje, oprócz pozytywnych sportowych doświadczeń zawodnicy mogli przywieźć z Polski również koronawirusa. Zdaniem dyrektora reprezentacji tego kraju, po powrocie aż osiem osób otrzymało pozytywny wynik testu. Holenderskie media podają słowa dyrektora technicznego, że wielce prawdopodobna jest teoria zarażenia się właśnie w Toruniu. "Zawodnicy powinni być przewożeni z hotelu do hali autobusami przydzielanymi każdej drużynie, ale wszyscy się mieszali. To nie mogło dziwić. Na zewnątrz było zimno i nikt nie chciał czekać" - powiedział Ad Roksam. Lekkoatleci są już bezpieczni? Zdaniem Roksama trudne było perfekcyjne przestrzeganie zasad bezpieczeństwa. Problemy na tym gruncie mieli również sami organizatorzy. Teraz ma jednak nadzieję, że więcej zakażeń już nie będzie. "Po powrocie nie mieli kontaktu z innymi sportowcami. Okres intubacji zakończył się, więc wydaje mi się, że zostaniemy przy ośmiu przypadkach. Cały czas pozostajemy jednak czujni" - dodał dyrektor techniczny. Koronawirus rozdawał karty już w Toruniu. O medal nie mogła powalczyć między innymi Ewa Swoboda, która wróciła do domu z pozytywnym wynikiem testu jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji. Nie wystartowała też męska sztafeta 4x400 metrów. Powodem również był wirus, na który zapadło trzech biegaczy. AB