"Z powodu epidemii koronawirusa praktycznie wszystko jest tu zamknięte. Uniwersytet w Louisianie wraz z boiskami, siłowniami i halami jest zamknięty, a jest to jedyne miejsce do treningu w całym stanie. Od wielu tygodni ćwiczę w ogrodzie rodziców w Baton Rouge na samodzielnie zbudowanym, prymitywnym zeskoku, lecz nie jest to rozwiązanie. Z powodu izolacji zacząłem już wpadać nawet w depresję" - powiedział tyczkarz na antenie szwedzkiej telewizji SVT. Dlatego, jak wyjaśnił chce, jak najszybciej, najpóźniej za dwa tygodnie, znaleźć się w Szwecji. Tam od lutego ma swoje mieszkanie w Uppsali, w odległości 60 kilometrów od lotniska Arlanda, na którym wyląduje. Jest tam też klub, który reprezentuje - Uppsala IF Friidrott. "W Szwecji obiekty sportowe są zamknięte tylko dla imprez, lecz nie dla treningu i nie ma wymogu kwarantanny po przekroczeniu granicy, więc będę mógł kontynuować mój program przygotowań do mityngów i zawodów, których rozgrywanie ma się rozpocząć już w sierpniu" - zaznaczył. Urodzony w USA 20-letni Szwed zapowiedział również start w mityngu Bislett Games w Oslo, który odbędzie się w okrojonej wersji 11 czerwca jako "Impossible Games". Z Uppsali do stolicy Norwegii ma 500 kilometrów samochodem. W skoku o tyczce wystartują tylko on i Norweg Sondre Guttormsen, a Francuz Renaud Lavillenie będzie skakał korespondencyjnie w swoim ogrodzie we Francji, lecz jako pełnoprawny uczestnik mityngu. "To będzie dla mnie bardzo ważny start. Chociaż bez publiczności i wielu rywali, to jednak w normalnych technicznie warunkach" - podkreślił Szwed. kucz/ cegl/