Wątek słynnej biegaczki co pewien czas ponownie staje się głośny. Caster Semenya cierpi na zaburzenia poziomu testosteronu - tak zwane DSD. Ze względu na zmiany w przepisach i decyzje odgórne, biegaczka nie może rywalizować na dystansach od 400 metrów do jednej mili. To dlatego niedawno spróbowała swoich sił w biegu na 5 000 metrów. Nie był to jednak wynik, dający jej olimpijską kwalifikację. Semenya w ostatnim okresie ma pod górkę. Przegrała między innymi sprawę w Międzynarodowym Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu w Lozannie. Nie po jej myśli orzekł również szwajcarski Sąd Najwyższy. Teraz 30-letnia biegaczka czeka na informacje z Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Liczy jeszcze, że ten organ jest w stanie wpłynąć na World Athletics. "Chcą zlikwidować mój system. Nie jestem chora. Nie potrzebuję leków. Nigdy tego nie zrobię" - powiedziała sportsmenka dla "The Guardian". Biegaczka twierdzi, że nakaz przyjmowania leków na obniżenie testosteronu nie jest humanitarnym sposobem. Semenya taka jest z natury. Wiele osób uważa, że dzięki temu ma taką przewagę w rywalizacji z innymi kobietami. Sama wielokrotnie wypowiadała się, że czuje się prześladowana. Jedno jest pewne. Sprawa jest trudna i wzbudza wiele kontrowersji. Semenya nie godzi się na leczenie Semenya wysoki testosteron zgodnie z zasadami powinna zbić pigułkami antykoncepcyjnymi, zastrzykami lub poprzez zabieg operacyjny. "To zabiera duszę z mojego ciała" - powiedziała, dodając, że prezes World Athletics, Sebastian Coe, powinien myśleć jak człowiek, a nie jak prezes organizacji. "Mogę biegać do czterdziestki. Na ten moment jestem wystarczająco szybka, aby móc spróbować się poprawić" - dodała 30-latka. Caster Semenya przyznała jeszcze, że mimo wszystko zawsze będzie oglądać bieg na dystansie 800 metrów. "Chcę zobaczyć, czy te dziewczyny są w stanie przebiec tak, jak ja biegam. Ale czy będą to wyniki poniżej 1,55? Dajcie spokój" - stwierdziła zawodniczka. A