Sport przechodzi trudne chwile, ale zawodowcy nie mogą pozwolić sobie na ucieczkę od pracy i rozmyślanie o tym, co stracili przez przełożone igrzyska olimpijskie i odwołane zawody. Nadal muszą skupić się na ciężkiej pracy, aby za rok w Tokio być w wyśmienitej formie. Wszystko ma zresztą zarówno dobre, jak i złe strony. Wielu sportowców wreszcie ma czas, aby zostać na dłużej w domach ze swoimi rodzinami i zrobić coś, na co zawsze mieli ochotę, ale nigdy nie znajdowali na to czasu. Allyson Felix cały czas może liczyć na wsparcie trenera. Z zachowaniem wszelkich środków bezpieczeństwa, trenuje i stara się, aby plan treningowy był jak najbardziej zbliżony do pierwotnego projektu, zawierającego starty. "Zwykle trenujemy w grupie, ale ze względu na to wszystko, co się teraz dzieje, jesteśmy tylko ja i mój trener. Ma na sobie maskę i rękawiczki, trzymamy się sześć stóp od siebie. Przychodzę około godziny przed nim i rozgrzewam się. Nadal znajdujemy się w bardzo intensywnym punkcie treningowym, będziemy nadal iść naprzód i nadal trenować, niejako próbując symulować sezon i starać się mieć pewne szanse na rywalizację, nawet jeśli to tylko ja walczę z czasem" - powiedziała biegaczka w rozmowie z "New York Times". Dodatkowy rok na olimpijskie przygotowania mógł z jednej strony uspokoić zawodników, którzy borykali się z kontuzjami lub nie zdążyli uzyskać jeszcze minimum niezbędnego, aby w ogóle wystąpić w Tokio. W przypadku Felix jest to jednak spora strata. Kobieta ma już bowiem 34 lata, więc każdy rok w jej przypadku jest na wagę złota.