Jakob Ingebrigtsen jest może sportowcem trochę kontrowersyjnym, na pewno pewnym siebie i swoich możliwości. Skonfliktowany z ojcem, który wprowadził jego i braci na szczyt światowych biegów średniodystansowych, czasem trochę poniżający rywali. Jak w półfinale rywalizacji na 1500 m w stolicy Węgier, gdy wychodząc z ostatniego łuku biegł po zewnętrznej, w okolicach piątego miejsca. Nie patrzył na rywali, a odwrócił się w kierunku trybun, zaczął machać ręką, domagał się dopingu. A później wyprzedził wszystkich i łatwo wygrał całą rywalizację. Kibice się cieszyli, rywale mogli czuć się trochę upokorzeni. Dlatego też, gdy w finale sensacyjnie na finiszu wygrał Brytyjczyk Josh Kerr, rywale rzucili się do niego z gratulacjami. A jako pierwszy inny Norweg, Narve Gilje Nordås, trenowany obecnie przez... ojca Jakoba. Genialny 22-latek odbił to sobie na 5000 m - tam już się nie dał zaskoczyć, wziął złoto. Niesamowity bieg Jakoba Ingebrigtsena. Ledwie 22 lata i kolejny rekord świata W Diamentowej Lidze w Brukseli nie było jednak rywalizacji na tych dwóch dystansach - gwiazdy spotkały się na pośrednim: pięciu okrążeniach stadionu. Można się było spodziewać zaciętej rywalizacji między Ingebrigtsenem a Reynoldem Cheruiyotem i Nordåsem. Młodszy z Norwegów na nią jednak nie pozwolił. Pełniący rolę zająców Francuz Mounir Akbache oraz Kenijczycy Boaz Kiprugut i Cornelius Tuwei podyktowali bardzo mocne tempo, takie na rekord świata. Na 500 metrów przed metą Ingebrigtsen biegł już samotnie, gdy zaczynał ostatnie okrążenie, miał 20 metrów przewagi nad peletonem prowadzonym przez Cheruiyota. Światełka oznaczające najlepszy wynik w historii były zdecydowanie za nim, ale pytanie brzmiało: czy Norweg wytrzyma to tempo. Wytrzymał, pobiegł genialnie, ostatnie 400 metrów pokonał w równe 55 sekund. Rekord świata El Guerrouja pobił o 1,66 sekundy, rekord mityngu legendarnego Saida Aouity z 1986 roku - o... blisko dziewięć sekund. Coś niesamowitego!