Faktycznie - biało-czerwoni trafili do słabszej, pierwszej serii. Uzyskali czas 3.01,78 i weszli do rozgrywki o medale z siódmym wynikiem. - Mieliśmy założenie, by walczyć o czołową trójkę, udało się. Bieg był taki, że naprawdę mogliśmy powalczyć. Trzeba jednak przyznać, że wygraliśmy z zespołami Jamajki, Bahamów, naprawdę bardzo udany, dobry bieg. Niektóre kraje nie są tak mocne jakby się to wydawało - powiedział zawodnik AZS AWF Wrocław. On biegł na ostatniej zmianie. Nie tylko jest najszybszy, ale też najbardziej doświadczony. W eliminacjach doszło do kilku niespodzianek. Miejsca zabrakło chociażby dla Botswany, która po drodze zgubiła pałeczkę i w swojej serii była siódma. - Nasze szanse wzrastają. Młodzi pobiegli bez żadnych kompleksów, pokazali na co ich stać. Czasowo na pewno stać nas, żeby urwać coś. Liczyłem na to, że sprawimy niespodziankę. Widać, że po igrzyskach poziom w niektórych krajach trochę spadł i można powalczyć w finale - ocenił. Drugim z bardziej doświadczonych był Łukasz Krawczuk (WKS Śląsk Wrocław), który pobiegł na drugiej zmianie. - Udało się trzymać czuba, być blisko za tymi mocnymi ekipami. 50 procent sztafety to debiutanci i super wyszło. Od razu awansują do finału mistrzostw świata, my z Rafałem czekaliśmy na to od początku naszej kariery. Ostatni finał był osiem lat temu, ale my w nim wtedy jeszcze nie biegaliśmy - przypomniał. Sztafetę zaczynał 22-letni Kajetan Duszyński (AZS Łódź). - Nerwy były - przyznał i dodał: - Przede mną biegł Jamajczyk, więc gotowało się jeszcze dodatkowo we mnie. Trzecia zmiana to występ zaledwie 19-letniego Tymoteusza Zimnego (MKS Baszta Szamotuły). - Jest ogromna różnica między juniorskimi imprezami, a taką jak tutaj w Londynie. Ludzi jest mnóstwo. Trybuny są pełne. Emocje są dużo większe. Stres trochę poczułem, jak otworzyli nam drzwi z call roomu i zobaczyłem publiczność - przyznał. Finał 4x400 m mężczyzn w niedzielę o godz. 22.15 czasu polskiego. Z Londynu - Marta Pietrewicz