Wśród zagranicznych dziennikarzy przeważa opinia, że stolica Moskwy to miasto ignorantów. Ma ok. 12 milionów mieszkańców, a wśród nich nie ma nawet 80 tys., którzy interesują się lekkoatletyką. Przy dekoracji kulomiotek na całym stadionie siedziało pięciu kibiców oraz były... trzy psy. "Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam. Tu kompletnie nie ma atmosfery zawodów. Nie rozumiem, po co robi się tak późno dekoracje, kiedy nikogo już nie ma na obiekcie" - skomentowała później jedna z najbardziej utytułowanych zawodniczek, dwukrotna mistrzyni olimpijska Nowozelandka Valerie Adams. Łużniki na mistrzostwach świata mogą pomieścić ponad 70 tysięcy widzów. Tylko raz - w trakcie konkursu tyczkarek, w którym zwyciężyła reprezentantka gospodarzy Jelena Isinbajewa był komplet. Stadion nie wypełnił się nawet wówczas, gdy o złoto na 100 m walczył jamajski sprinter Usain Bolt (było ok. 50 tys.) To rzuca złe światło nie tylko na mieszkańców Moskwy, ale także na Rosjan. Zwłaszcza, że w najbliższych latach to właśnie oni dostali organizację najważniejszych imprez - zimowych igrzysk w Soczi (2014), piłkarskiego mundialu (2018) i mistrzostw świata w pływaniu w Kazaniu (2015). Już teraz media się zastanawiają, czy wszystkie te przedsięwzięcia nie zakończą się klapą. Podobną do tej. Teraz ból głowy ma także IAAF. Problem istnieje, a Rosjanie całkowicie go zignorowali. By ratować jeszcze sytuację rozdano 240 tys. biletów całkowicie za darmo - wrzucano je do skrzynek mieszkańców pobliskich osiedli, ale i to nic nie dało. Władze międzynarodowej federacji są podenerwowane taką sytuacją. I to również dlatego, że przed rokiem zwracały Rosjanom uwagę, iż kampania reklamowa mistrzostw jest zbyt skromna. Organizatorzy zapewniali wówczas, że trzymają rękę na pulsie. Gdy ostatecznie w kwietniu prezydent IAAF Lamine Diack zażądał konkretnych liczb, poinformowano go, że sprzedano już 80 procent wszystkich biletów. Sprawy w swoje ręce wziął ostatecznie Siergiej Bubka - wiceprezydent IAAF i jeden z członków Komitetu Organizacyjnego. To on znalazł na Ukrainie firmę, która zasponsorowała bilety oraz podróż grupie kibiców. I to właśnie oni są najbardziej widoczni na stadionie. W IAAF nie wiedzą, gdzie leży problem. Na pewno przyczyna nie leży po stronie cen biletów. Najtańsze kosztują już 10 zł, a i tych nie udało się wszystkich sprzedać. "W eliminacjach czułem się prawie jak na treningu" - przyznał płotkarz Artur Noga (AZS AWF Kraków). Jeszcze dobitniej sytuację opisał mistrz Europy w dziesięcioboju Niemiec Pascal Behrenbruch. "Te mistrzostwa są do niczego... . Można zasnąć, nawet jak się startuje. Tak nie może być, żeby imprezę dostawał kraj, który kompletnie się tym sportem nie interesuje. Może należałoby po prostu powierzać organizację państwom sprawdzonym. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w Stanach Zjednoczonych, Szwecji, czy chociażby w Niemczech" - zaznaczył. Tłumaczyć organizatorów próbowała utytułowana rosyjska trójskoczkini Tatiana Lebiediewa, która w tym roku zakończyła karierę. "My się dopiero uczymy jak zachęcać ludzi do przychodzenia na stadion. Potrzebujemy trochę czasu, ale wierzcie mi - nam na pewno nie zdarzą się dwa razy te same błędy". Oficjalnych danych nie ma, natomiast rosyjscy dziennikarze podali, że impreza kosztowała 80 milionów euro. Wszyscy z kolei nic innego nie robią tylko... narzekają. Sportowcy skarżą się na puste trybuny, niemiłą obsługę, paskudne jedzenie na stołówce i długą podróż z hotelu na stadion. Do tego dochodzą problemy komunikacyjne. Rzadko można trafić na osobę, która mówi po angielsku - nawet w call roomie, gdzie zawodnicy dostają ostatnie wskazówki przed wejściem na stadion, są ludzie, którzy posługują się wyłącznie rosyjskim. Impreza potrwa do niedzieli. Do tej pory Polacy zdobyli dwa medale - złoty w rzucie młotem Paweł Fajdek (KS Agros Zamość) i srebrny w rzucie dyskiem Piotr Małachowski (WKS Śląsk Wrocław).