Sprawdź, kiedy nasi będą walczyć o medale! - Jak powiem, że przyjechałem walczyć o ósemkę, to zabrzmi to słabo. Jestem przygotowany na walkę o złoto. To jest jednak sport. Trzeba do tego podejść spokojnie. Ale ja wiem już, jak zdobywa się medale tego typu imprez - powiedział dwukrotny wicemistrz świata (2009, 2013). Wśród swoich największych rywali wymienił Urbanka, z którym na co dzień trenuje. - Ale groźni będą pewnie też Belg Philip Milanov, czy Niemcy Martin Wierig i Christoph Harting. Do tych medali jest parę osób. Tu przyjechali najlepsi ludzie na świecie. Podchodzę jednak do mistrzostw z uśmiechem na twarzy. Na razie jestem pozytywnie nastawiony - zaznaczył. A taktykę ma jasną: - Wejść do koła, rzucić daleko, usiąść na ławeczce, posiedzieć i popatrzeć co robią przeciwnicy. Nie przyjechał do Pekinu, by poprawiać rekord Polski. Najważniejszy dla niego jest złoty medal, którego w kolekcji jeszcze nie ma. Dwukrotnie w mistrzostwach świata sięgał po srebro. Za każdym razem lepszy był od niego Niemiec Robert Harting. Teraz go nie ma, bo nie doszedł do siebie jeszcze po kontuzji kolana. Wystąpi za to jego brat. - Tu nie ma żadnego znaczenia, ile rzucę. Chodzi wyłącznie o medal. Nasza konkurencja przez wiele lat stała na bardzo wysokim poziomie. Teraz jest trochę słabiej, ale wydaje mi się, że to chwilowe. Następuje zmiana warty, a młodzi do pewnych rzeczy muszą dojrzeć - ocenił. Na treningach wszystko wygląda jednak bardzo dobrze. - Nie rzucam może jakoś kosmicznie po 70 metrów, ale 67-68 m osiągam - zapewnił. A taki wynik powinien dać już złoty medal. Małachowski zrezygnował z aklimatyzacji. Z Polski przyleciał prosto do Pekinu, a nie tak jak większa część kadry do Japonii. - Wszystko było przemyślane. Czasami w domu, w ciszy i spokoju jest łatwiej się przygotować, niż wcześniej się aklimatyzować. Byliśmy w Spale, nikt nam nie przeszkadzał, nikogo nie było, mogliśmy w pełni skupić się na treningu. Tam mamy swoją rzutnię. Poza tym w Japonii bardzo dużo padało. A jak jest mokro, to ja mogę dyski sobie pozbierać i pobawić się w sport, a nie trenować - powiedział podopieczny Witolda Suskiego. Małachowskiemu marzy się konkurs podobny do tego, jaki miał miejsce w finale mistrzostw świata w Berlinie. Polak wprawdzie przegrał i musiał pogodzić się ze srebrem, ale dwukrotnie poprawiał w trakcie konkursu rekord kraju i walka trwała do ostatniej kolejki. - Nie zawsze wszystko muszą kończyć się idealnie. Pamiętam, że byłem wtedy kontuzjowany. Poprawiłem dwa razy rekordy Polski, ale nie wygrałem z Hartingiem. To był jednak jeden z najlepszych konkursów w historii. To też jest dla mnie bardzo ważne, że w rzucie dyskiem można zrobić pewną dramaturgię, a nie tylko wrażenie, że startują łysi, grubi faceci - ocenił. Jego najlepszy przyjaciel z lekkoatletycznej areny kulomiot Tomasz Majewski (AZS AWF Warszawa) w przyszłym sezonie zamierza zakończyć karierę. Małachowski jeszcze o tym nie myśli. - Jeżeli będę rzucać regularnie ma poziomie 65-66 metrów i będę wiedział, że realnie może to dawać podium w mistrzostwach świata, czy igrzyskach, to czemu mam przestawać? Nadal mi to sprawia sporo radości, ale jeżeli będę rzucać w granicy 58 metrów, to ta zabawa nie ma żadnego sensu. Trzeba odejść z twarzą - przyznał. Czwartkowe eliminacje rzutu dyskiem odbędą się w dwóch grupach. Pierwsza, w której wystąpi Małachowski, rozpocznie się o godz. 3.30 czasu warszawskiego. Druga z Urbankiem (MKS Aleksandrów Łódzki) wystartuje o 4.50. By dostać się do sobotniego finału, należy rzucić 65 metrów lub znaleźć się w najlepszej dwunastce. Dotychczas "Biało-czerwoni" wywalczyli pięć medali: złoty Paweł Fajdek (Agros Zamość) w rzucie młotem, srebrny Adam Kszczot (RKS Łódź) w biegu na 800 m i brązowe: Wojciech Nowicki (Podlasie Białystok) w rzucie młotem oraz tyczkarze Paweł Wojciechowski (CWZS Zawisza Bydgoszcz) i Piotr Lisek (OSOT Szczecin).