Małachowski, który broni tytułu mistrza świata, w pierwszej próbie uzyskał wynik 65,13 m. Minimum kwalifikacyjne wynosiło 64,50. - Awansowałem bez stresu. To dodaje pewności siebie, jest zastrzyk energii. Koło jest dla mnie trochę za wolne, ale wypróbuję drugą parę butów - mówił Małachowski w wywiadzie dla TVP Sport. Nasz dyskobol zdawał sobie sprawę, że nie był to najlepszy technicznie rzut, ale jest bardzo pozytywnie nastawiony przed walką w sobotnim finale. - Jutro wejdę, rzucę 67-68 m i będzie dobrze - mówił z uśmiechem na ustach. W swojej 16-osobowej grupie Małachowski osiągnął trzeci wynik, a w sumie czwarty. Dalej rzucali Daniel Staehl ze Szwecji - 67,64, Litwin Andrius Gudzius - 67,01 i Niemiec Robert Harting - 65,32. Drugi nasz reprezentant, aktualny mistrz Polski Robert Urbanek (MKS Aleksandrów Łódzki) zajął trzecie miejsce w swojej grupie (ósmy wynik wieczoru) i choć nie osiągnął minimum, to zakwalifikował się do finału. Rozpoczął od wyniku 62,37 m. Poprawił się (63,67) w drugiej próbie, a w trzeciej osiągnął 63,04. Sensacją były słabe występy kilku zawodników z czołówki światowych list. W finale zabraknie m.in. Węgra Zoltana Kovago, Belga Philipa Milanova (srebro MŚ w Pekinie, 2015) i Irańczyka Ehsana Hadadiego, srebrnego medalisty igrzysk w Londynie (2012). MZ