Lekkoatletyczne MŚ. Małachowski spokojny, Urbanek się męczył. Obaj w finale
- Jest spokój, chciałem załatwić to w pierwszej próbie i się udało – powiedział po awansie do finału mistrzostw świata w rzucie dyskiem obrońca tytułu Piotr Małachowski. Męczył się Robert Urbanek. Do „12” się dostał, ale ze Stadionu Olimpijskiego w Londynie schodził niezadowolony.

- Te eliminacje były trudne, bo po próbnych rzutach nic
nie wskazywało, że pójdzie tak łatwo. Pierwszy był przed linią 60 m, a drugi
ok. 61 m. Było bardzo słabo. Udało się, wszedłem do finału, to dla mnie najważniejsze – podkreślił Małachowski.
Zawodnik WKS Śląsk Wrocław zwrócił uwagę, że warunki w
Londynie najlepsze nie są. Wiatr nie pomaga dyskobolom, a koło jest tępe.- Jak zawsze narzekałem na to, że koło jest śliskie, to
teraz jest naprawdę tępe. To jest sport, nie ma tu co szukać wymówek, warunki
są takie same dla wszystkich. Ktoś poradzi sobie lepiej, inny gorzej - dodał.Gdy Małachowski wchodził do koła spiker przypomniał, że
broni tytułu wywalczonego przed dwoma laty w Pekinie.- Dobrze, że nie znam angielskiego, bo może by mnie to
spięło. Musiałem podejść do eliminacji ze spokojem, żeby opanować emocje. To,
co zrobiłem w Pekinie dwa lata temu, to była tragedia. Potem nie mogłem spać,
jeść, bo takie emocje jeszcze we mnie buzowały. Teraz jest spokój. Lecę na
masaż, może jeszcze jakiś trening zrobię – mówił po kwalifikacjach.Podopieczny Witolda Suskiego wspomniał rok 2015, kiedy na
Stadionie Olimpijskim w Pekinie spalił pierwsze dwie próby w eliminacjach i
dopiero ostatnią awansował do finału. Dzień później wywalczył złoto.Po piątkowych kwalifikacjach Małachowski ocenił, że mocni
będą na pewno lider światowej tabeli wyników Szwed Daniel Stahl (67,64 w
eliminacjach) i Niemiec Robert Harting (65,32).Niezadowolony ze swojej postawy był Urbanek. Musiał oddać
trzy próby, a i tak w żadnej nie przekroczył 64,5 m, które dawało automatyczną
kwalifikację. Uzyskany przez niego wynik 63,67 m dał mu jednak miejsce w „12”.- To nie był najbardziej udany konkurs w moim wydaniu. Mam
nadzieję, że pozbieram się w kole. Muszę bardziej agresywnie rzucać i iść na
całość. Widzę, co się dzieje. Rywale są bardzo mocni – ocenił.Przyznał też, że na finał na razie nie patrzy
optymistycznie. - Ale na szczęście w sobotę jest nowe rozdanie kart –
podkreślił.W finale zabraknie m.in. wicemistrza świata sprzed dwóch
lat Belga Philipa Milanova – 63,16. Jak wyliczyli statystycy PZLA poziom
eliminacji był najwyższy w historii.- Trzeba rzucać daleko. Medale będą co najmniej w
granicach 67 m. To jest sport, nie zawsze wychodzi. To są nerwy, stres.
Wszyscy, co mieli się dostać, pokazali się z bardzo dobrej strony – powiedział
Urbanek.Rozgrywka medalowa rozpocznie się w sobotę o godz. 20.25.Z Londynu – Marta Pietrewicz