- To nie był udany rok. Najchętniej bym teraz przerwała starty i po prostu odpoczęła. Ten sezon wiele mnie nauczył. Przede wszystkim trener musi zacząć mnie słuchać, a przygotowania muszą być bardziej przemyślane - powiedziała zawodniczka warszawskiego AWF. Jej trenerem jest Andrzej Wołkowycki. To on doprowadził ją do światowej czołówki. Jej seniorska kariera rozbłysła w 2014 roku, kiedy w Zurychu zdobyła brązowy medal. Potem była w finale mistrzostw świata w Pekinie i igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, a Jóźwik jest zawodniczką, która może wbiec nawet na podium globalnej imprezy. Ten rok to jednak wyraźne załamanie formy. Od samego początku wyglądała na bardziej ociężałą, brakowało jej szybkości na końcówce - a właśnie z tego słynęła. - Coś poszło nie tak. Może nie mam jeszcze tej najwyższej formy. Trzeba koniecznie wyciągnąć wnioski na kolejny rok, bo wtedy są mistrzostwa Europy w Berlinie, na które mocno się nastawiam. Chcę tam wygrać - zapowiedziała. Choć w tym roku sezon nie wyglądał tak, jak sobie to wymarzyła, nie ma zamiaru szukać innego szkoleniowca. Nadal ufa Wołkowyckiemu, który już kilka razy udowodnił, że jest w stanie doprowadzić ją do znakomitej dyspozycji. - To nie jest moje ostatnie słowo, jest sezon, który mi się nie udał. Teraz się zastanawiam czy go już nie skończyć i nabrać świeżości na przyszły rok. Brakuje mi szybkości, trochę ten rok inaczej się ułożył pod względem startowym, obozowym - wspomniała. Analizując na gorąco uznała, że niepotrzebny był chociażby pierwszy start - na początku maja w Diamentowej Lidze w Dausze. Jóźwik tak wcześnie nigdy nie rywalizowała. Ten występ kompletnie jej nie wyszedł. - Szkoda, że wtedy moje słowa nie zostały przemyślane. Niestety trener musi się nauczyć mnie słuchać. Trenuję już kilka lat i znam swój organizm. Wiem, kiedy dobrze pobiegnę, a kiedy nie - zaznaczyła i dodała, że bardziej przemyślany musi być także sezon przygotowawczy. - Ten akurat nie był. Zbyt często były obozy, nie było regeneracji. To było uwarunkowane także tym, że były starty niektórych osób z mojej grupy, dlatego jechaliśmy wcześniej na zgrupowanie. Wcześniej obozy były raczej pode mnie, teraz jest nas troszeczkę więcej - wspomniała. Teraz, z perspektywy czasu, żałuje, że odpuściła halowe mistrzostwa Europy, które odbyły się w Belgradzie. Sezon pod dachem miała bowiem bardzo udany i mogła wywalczyć tam medal. - Szkoda, ale z drugiej strony całą zimę biegałam z kontuzją. Przed każdym startem musiałam chodzić do fizjoterapeuty, sama się męczyć z bólem. Po biegach nie mogłam chodzić. Potem okazało się, że mam jeszcze naderwany mięsień, dlatego nie wiem, czy jakbym zdecydowała się na start w Belgradzie, dałabym radę cokolwiek zrobić - powiedziała. Mistrzostwa świata w Londynie zakończą się w Londynie. Na ten dzień zaplanowany jest też finał 800 m kobiet, w którym wystąpi Angelika Cichocka (SKLA Sopot). Po ośmiu dniach rywalizacji Polacy mają na koncie sześć krążków i zajmują trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej. Marta Pietrewicz