W piątek Fajdek w Londynie wynikiem 79,81 m został po raz trzeci z rzędu mistrzem świata w rzucie młotem. Ta sztuka nie udała się nikomu wcześniej w historii. "Ten medal cieszy mnie najbardziej. Może tego nie widać, ale jest to coś, co pozwoli mi znowu zacząć cieszyć się sportem, treningiem i nie będę miał tych złych wspomnień z Londynu" - przyznał. Nawiązał w ten sposób do dwóch ostatnich igrzysk. Przed rokiem w Rio de Janeiro spalił się w eliminacjach i nie wszedł do finału, a pięć lat temu - właśnie w Londynie - spalił trzy próby i też nie znalazł się w rozgrywce o medale. Przez ostatni rok wiele działo się w jego życiu. Przeprowadził się z Poznania do Żarowa, zamieszkał z rodziną - partnerką Sandrą i córeczką. "Był to rok przełomowy. Bardzo dużo zmian. Widać, że poszło to w dobrą stronę. Nic nie straciłem, a zyskałem czas z rodziną. I tak go jest mało. Zupełnie inaczej trenuje się też w domu, w sezonie, kiedy co 3-4 dni latam na zawody. Potem wracam do domu, to o wiele lepsze rozwiązanie. Jako ojciec chciałbym też powychowywać dziecko, nie tylko po sezonie, ale także w trakcie" - dodał mistrz Europy. Piątkowy konkurs zaczął od... próby spalonej. Ale właśnie to go uspokoiło. "Mi emocje opadły już po pierwszym spalonym rzucie. Wtedy, nie wiem dlaczego, ale ogarnął mnie spokój. Młot poleciał daleko, ale minimalnie za promień, a takich konkursów jak ten miałem już masę. Wiedziałem, że to nie jest żaden problem, a tylko utwierdziłem się w tym, że jestem dobrze przygotowany. Jedyne emocje jakie się pojawiły to w szóstej kolejce, jak wróciłem z toalety i się okazało, że Wojtek Nowicki spadł na trzecie miejsce" - przyznał. Nowicki (Podlasie Białystok) wywalczył brązowy medal. "Noc była całkiem przyjemna. Posiedziałem sobie z rodziną, poświętowaliśmy i polecieli do domu. Nie było też specjalnie czasu, żeby posiedzieć dłużej, bo od rana były obowiązki" - powiedział Fajdek. Z Londynu - Marta Pietrewicz