Po sobotnim awansie do finału była uśmiechnięta i wyluzowana, a w poniedziałek... wszystko może się wydarzyć. - Teraz już wszystko jest możliwe. Na szczęście niedziela to dzień odpoczynku i regeneracji. Jest czas na wyciszenie organizmu i głowy. Natomiast w poniedziałek - pełna mobilizacja. Jestem pozytywnie nastawiona, ale stawka jest bardzo mocna. Jednak nie liczą się nazwiska, a walka. Tej na pewno nie odpuszczę - zapowiedziała Cichocka (SKLA Sopot). Mistrzyni Europy na 1500 m nie obiecuje medalu. Sport nauczył ją przez lata wiele pokory. - Nie wiem na ile starczy moja walka. Wiem, że jestem w życiowej formie i doskonale czuję się w Londynie. Czy mogę zrobić coś wielkiego? Oczywiście, że tak. Już w półfinale byłam przygotowana na walkę o śmierć i życie, do samego końca. Udało się jednak zaoszczędzić trochę sił - przyznała trenująca z Tomaszem Lewandowskim zawodniczka. Ona sama by sobie życzyła, aby finał rozegrał się na finiszu. Nie chciałaby szybkiego tempa. Czuje, że to może być jej szansa. - Dwa lata temu w Pekinie to w zasadzie był bieg na 800 metrów. Genzebe Dibaba drugą część dystansu pobiegła w 1.56. To było szybciej niż złoty medal na 800 m. Ja w tym roku właśnie na końcówce byłam bardzo skuteczna. Wprawdzie nie w takiej stawce zawodniczek, ale jednak jestem w stanie z nimi podjąć rywalizację - zaznaczyła. Zresztą w półfinale wygrała chociażby z rekordzistką świata i obrończynią tytułu Dibabą. - Udało mi się to po raz pierwszy w karierze. A ja nie włączyłam jeszcze ostatniej przerzutki. Finał zapowiada się bardzo ciekawie. Od dawna nie było tylu zawodniczek na tym samym poziomie. Myślę, że jestem przygotowana na wynik poniżej czterech minut - powiedziała. Do czołowej dwunastki nie weszła Sofia Ennaoui (MKL Szczecin) i nie ukrywała zawodu. To miał być jej rok. Szykowała się na tę imprezę od dawna. Uważała, że jest w życiowej formie. - Coś jest nie tak. Po raz kolejny powtarza się ten sam scenariusz. W eliminacjach czułam się dobrze, dzień później nie jestem już w stanie przyspieszyć. Coś trzeba zmienić, bo tak dalej się nie da. Jestem przygotowana na szybkie bieganie, ale coś się stało i zastanawiam się co - mówiła po półfinale. Była pierwszą zawodniczką, która do finału się nie dostała. Zabrakło jej... pięć setnych sekundy. W Londynie miała jeszcze szansę zaprezentować się na 800 m, bo dostała zaproszenie od IAAF, ale nie skorzystała z tego. - Nie chciałam dawać sobie dodatkowych szans. Przyjechałam, by wejść do finału na 1500 metrów. Nie jestem przygotowana na bieganie na 1.56 czy 1.57 na 800 m, a właśnie taki czas będzie trzeba osiągnąć, by wejść do finału - oceniła. Szukając przyczyn niepowodzenia na 1500 m Ennaoui zastanawiała się, czy nie brakuje jej siły. - Przez to nie regeneruję się tak szybko, jak inne zawodniczki. W pierwszym biegu wszyscy czują się dobrze. Miałam nadzieję, że już troszeczkę przesunęłam się treningowo, ale jak widać, znowu mi zabrakło - skomentowała. Jednocześnie zaznaczyła, że nie zarzuca swojemu trenerowi Wojciechowi Szymaniakowi braku kompetencji. - Mam nadzieję, że to tak nie zabrzmiało. Po prostu jestem na tyle ambitna, że chcę rywalizować z najlepszymi na świecie. Jeżeli trzy lata z rzędu powtarza się ten sam błąd, to na pewno coś jest nie tak. Zastanowimy się z trenerem co zmienić i obiecuję poprawę - powiedziała. Finał biegu na 1500 m w poniedziałek o godz. 22.50 czasu polskiego. Z Londynu, Marta Pietrewicz