"Dwa lata temu moja kariera wybuchła i spadła jak meteoryt. Wiele się na to złożyło czynników. Teraz wiem, że trener musi uważać, jak z zawodnikiem pracować, odpowiednio układać plan treningowy. Muszą być sprawdzone metody, żeby się rozwijać" - powiedzia zawodnik SKLA Sopot. Dobek na ostatnią chwilę - w mistrzostwach Polski w Białymstoku - wypełnił minimum PZLA na mistrzostwa świata. "W tym roku powolutku wszystko ruszyło do przodu. Przyczyniła się do tego nie tylko zmiana trenera, ale też wiele wniosła pomoc lekarza Macieja Karaczuna ze Szczecina, który cały czas opiekuje się moją starą kontuzją. To też dzięki niemu mogę spokojnie trenować, bo jak przychodziły cięższe treningi, to kolano się odzywało" - przyznał. Rekord życiowy Dobka wynosi 48,40. Jest z 2015 roku. Wydawało się wówczas, że rekord Polski należący do Marka Plawgi - 48,12, jest mocno zagrożony. Przyszedł jednak rok 2016 i całkowite załamanie formy. Zawodnik sam się zagubił. Dobek nie wiedział, jaką drogą podążać, ponadto przyplątała się kontuzja kolana. Na igrzyska do Rio de Janeiro poleciał, ale bez większych nadziei. Odpadł w eliminacjach. "Oczywiście, że się w tym roku obawiałem, że nie uda się zrobić minimum. Udało się na ostatnią chwilę. W innym wypadku znowu mogłoby się coś posypać. Tylko trener mnie cały czas zapewniał, że wszystko jest w porządku" - powiedział Dobek. A tym trener jest Walentyn Bondarenko. Ukrainiec, który przez wiele lat prowadził jedną z czołowych sprinterek, dwukrotną mistrzynię świata Pintusewicz-Block. "To jest specjalista. Zanim podjęliśmy współpracę oczywiście najpierw zobaczyłem, z kim pracował, jakie miał osiągnięcia jako szkoleniowiec. Postanowiłem, po tym ciężkim sezonie 2016, coś zmienić. Okazało się, że trzeba wszystko przemodelować. Musiałem zapomnieć o starej metodzie treningu, o tym, co było w przeszłości. To nie było łatwe" - przyznał. Z Bondarenką współpracuje od zimy, ale sam doskonale wie, że jest potrzebny czas, by wszystko uporządkować. "Czy myślę o rekordzie Polski? Spokojnie... Na to trzeba się przygotować. Przez ostatni rok nabrałem trochę pokory. Psychicznie po igrzyskach w Rio było bardzo ciężko. Nie chciałem zaczynać jakichkolwiek treningów. Męczyło mnie nawet truchtanie. Nie chciałem po prostu tego robić. Wtedy najbardziej wspierała mnie rodzina i żona. Mówiła, żebym spróbował" - opowiedział PAP. Dobek wie, że teraz musi być cierpliwy. Sam przyznał, że potrzebuje około dwóch lat, żeby cieszyć się z efektów współpracy z Bondarenką. "Nastawiam się na igrzyska w Tokio. Trzy lata szybko miną. A na mistrzostwa świata w Londynie mam jeden cel. W eliminacjach chcę się przetrzeć, a w półfinale już ogień. Co to da? Nie wiem. Zobaczymy" - dodał mistrz Polski. Eliminacje w biegu na 400 m ppł zaplanowane są na niedzielę. Z Londynu - Marta Pietrewicz