- Ostatnio udało mi się skoczyć 2,32 m. Magiczna granica. Dawno nie miałem takiego wyniku na stadionie, więc to jest fajne przeżycie. Dobry rezultat na rozpoczęcie na nowo kariery. Chce się nawet więcej, tym bardziej, że dobrych prób było jeszcze trochę - powiedział halowy mistrz Europy. Bednarek ma już w dorobku medal mistrzostw świata. Brąz wywalczył w 2009 roku w Berlinie. Miał wtedy 20 lat i wydawało się, że to początek wielkiej kariery. Kontuzje pokrzyżowały jednak plany. Kolano, ścięgno Achillesa - kilka operacji. Nie poddał się, a po każdym urazie wracał do treningów. Ostatecznie zmienił szkoleniowca i od dwóch lat opiekuje się nim Michał Lićwinko. Uważa, że był to strzał w dziesiątkę. Zawodnik RKS Łódź odbudował się - fizycznie i mentalnie. Teraz znowu jest gotowy do walki o medale. - W tym sezonie atakowałem już 2,34 m. Niewiele brakowało. A szczytowa forma powinna przyjść na Londyn. Może jeszcze dam radę się poprawić. Ostatnio statystycy wyliczyli, że mam szansę na brąz, ale będzie to ciężkie - analizował ostrożnie. Deklarować nic nie chce, ale zdaje sobie sprawę, że jest w stanie skoczyć wysoko. Jak bardzo? To okaże się w Londynie. - 2,32 m powinno być blisko medalu, ale są tacy zawodnicy, którzy w poprzednich sezonach uzyskiwali i 2,40 m. Może być zatem różnie. Każdy może złapać formę na mistrzostwa świata i okaże się, że brązowy medal to 2,36. Na wszystko trzeba być przygotowanym i mam nadzieję, że będę walczyć - podkreślił. Kluczowe może okazać się, że Bednarek w tym sezonie regularnie startował z najlepszymi na świecie. - To bardzo ważne. Znamy się dobrze z tymi zawodnikami. Na każdym konkursie można przyzwyczajać się do rywali. A tak nagle wychodzi się na stadion i jest dziesięciu, których się nie zna, nie wiadomo, na co ich stać i nagle zaczyna się główkować. Wychodzę teraz i od samego początku jestem w stanie ocenić, że ta osoba jest w stanie dzisiaj skoczyć tyle i tyle. To pomaga - wspomniał. Na Stadionie Olimpijskim w Londynie Bednarek nie miał jeszcze okazji wystąpić. - Przed igrzyskami akurat miałem zerwane ścięgno Achillesa i nie miałem okazji. Ma to duże znaczenie, że nie znam obiektu. Jednak jak się zna nawierzchnię, usytuowanie skoczni, trybuny, to lepiej się startuje. Ale w 2009 roku w Berlinie też nie znałem i wypaliło - uspokajał. Dzięki współpracy z Lićwinko udało mu się w ostatnim sezonie usystematyzować skoki. Są bardziej powtarzalne. - Chociaż tego nie widać na zawodach, ale myślę, że jak trafię konkurs, to wtedy mogę "gonić" do 2,36 - ocenił. W Londynie trudne mogą okazać się także eliminacje. By zapewnić sobie awans do finału trzeba będzie - jego zdaniem - uzyskać 2,28 a może nawet 2,30 m. - Oczywiście rzadko się zdarza, żeby cała +12+ skoczyła tyle w eliminacjach, zazwyczaj 2,27 m w pierwszej próbie daje finał. To jest trudne, ale teraz mam inne podejście. Kiedyś - za juniora czy młodzieżowca - eliminacje nie były zbyt kluczowe, bo zawsze 2,16 czy 2,18 byłem w stanie skoczyć. Stawałem na rozbiegu i skakałem. Teraz 2,27 czy 2,30 to taki pełny konkurs, gdzie trzeba walczyć do końca i trochę to sił kosztuje - przyznał. Wśród faworytów wymienił jedno nazwisko - Katarczyka Mutaza Essy Barshima. Trenowany przez Stanisława Szczyrbę zawodnik jest liderem tegorocznej listy. Uzyskał w tym sezonie już 2,38 i - jak wielu ekspertów uważa - jest w stanie poprawić nawet rekord globu. - On jest faworytem, ale z nim różnie bywa. On bardzo dobrze skacze, technicznie jest poukładany. Już od paru lat fajnie to u niego wygląda. Czasami może się lekko pomyli, no i widać, że imprezy mistrzowskie mu nie do końca służą. Poza tym jest naprawdę bardzo wyrównany poziom. Ukrainiec Bohdan Bondarenko miał na razie dwa starty, Kanadyjczyk Derek Drouin kontuzja, więc go nie będzie. Barshim jest poza zasięgiem. To wszystko. Reszta jest po 2,30-2,32. Finał będzie tak skondensowany, że kto będzie miał dobry dzień, zdobywa medal - podsumował Bednarek. Eliminacje skoku wzwyż w Londynie zaplanowane są na piątek, a finał - niedzielę, ostatni dzień zawodów.