Gdy w lutym biegaczka musiała poddać się operacji stopy, wydawało się, że jej marzenia o starcie w Tokio nie mają prawa się spełnić. Kości nie zrastają się tak szybko, rehabilitacji nie da się przeprowadzić w trybie ultraprzyspieszonym. A przecież dodatkowo konieczne byłoby jeszcze wypracowanie formy, aby do Japonii nie jechać na wycieczkę, a walczyć o medal w sztafecie 4x400 m. Jedna z najdzielniejszych polskich lekkoatletek pokazała jednak, że do sportu ma ogromne serce. Upór, którym się wykazała w drodze do celu, powinien być wzorem dla wielu młodych zawodników zaczynających karierę. Bo biegania na najwyższym światowym poziomie bez uporu, zawziętości, ale także miłości do sportu, po prostu nie ma. "Nie wiem, co mam powiedzieć. To wszystko jeszcze do mnie nie dociera. W środę, gdy wsiadłam do samochodu, aby dotrzeć do Poznania, to się popłakałam. Byłam po prostu tak szczęśliwa, że to się udało. Dotarło do mnie, że to jest prawdziwe, namacalne, realne" - powiedziała Kiełbasińska po eliminacyjnym biegu na 400 m podczas mistrzostw Polski. W pierwszym starcie po wielu miesiącach zawodniczka SKLA Sopot uzyskała dobre 52,72 i zakwalifikowała się do finału. W praktyce oznacza to ogromną szansę na powołanie do kadry olimpijskiej. Trener Aleksander Matusiński mówił już dawno, że w obliczu startów indywidualnych, w sztafecie 4x400 pań i mieszanej, zabierze do Japonii 8-9 zawodniczek. "Moja kadra medyczna mówi, że normalnej osobie w tym momencie nie pozwoliliby jeszcze truchtać. Wszyscy jednak wiedzieliśmy od początku, że walczymy o Tokio i jest to możliwe. Kość zrosła się w rekordowym czasie, bo dwóch miesięcy. A to było okropne złamanie, całkowite. Szczelina między odłamkami kości była większa niż między kośćmi naturalnie. Po operacji wiedziałam już jednak, że trafiłam w dobre ręce. Jestem bardzo zadowolona z doktora Krzesimira Sieczycha, który od początku do końca zachował się niezwykle profesjonalnie - rozumiejąc sport zawodowy. (...) Nie wiem, czemu wszyscy szliśmy do przodu z myślą, że to się uda, ale nie było po prostu wyjścia" - wskazała Kiełbasińska, która w dorobku ma m.in. złoty medal halowych mistrzostw Europy w sztafecie 4x400 m z 2019 roku. Strefa Euro - zaprasza Paulina Czarnota-Bojarska i goście - Oglądaj! W czwartek doświadczona zawodniczka czuła w blokach startowych ogromny stres. Chciała powtórzyć to, co zrobiła w poniedziałek na jednym z dwóch treningów specjalistycznych. "Po tej kontuzji myślałam, że już jest po wszystkim, że to koniec. Mój trener zadzwonił jednak do mnie i powiedział: spokojnie. Nakreślił cały plan tego, co zrobimy krok po kroku. Po jego telefonie wlał się we mnie spokój. On mnie nim zaraził i powiedziałam sobie: jedziemy z tym. (...) W eliminacjach przespałam środek dystansu. Na ostatniej prostej powtarzałam sobie, że nie mogę puścić tej szansy, nie mogę się poddać, bo nie robiłam tego wszystkiego na darmo" - mówiła ze łzami wzruszenia w oczach. Jej zdaniem sam fakt powrotu do wyczynowego sportu po tak krótkim czasie należy określać mianem cudu. "Jeżeli zaczynam starty z 52,70, a biegam w kolcach dwa tygodnie, dzień przed startem pierwszy raz spróbowałam startu z bloków, to przyszłość może się rysować tylko w pozytywnych barwach. Ja przez te miesiące nie leżałam w łóżku. Robiliśmy trening zastępczy na rowerze lub w basenie. Teraz trzeba to przełożyć na bieganie. (...) Dla mnie każdy kolejny dzień jest czymś, co powinno uczynić mnie lepszą. Czuję to, że właśnie tu w Poznaniu, wyjazd do Tokio stał się realny. Już go nie wypuszczę z rąk" - dodała specjalistka od 400 m. Finał tej konkurencji podczas mistrzostw kraju zaplanowano w piątek o godzinie 17.35. O medale powalczy cała plejada świetnych biegaczek na czele z Justyną Święty-Ersetic i Natalią Kaczmarek. Autor: Tomasz Więcławski Relacja audio z każdego meczu Euro tylko u nas - Słuchaj na żywo!