Małgorzata Hołub (KL Bałtyk Koszalin) awansowała do finału biegu na 400 m. Odpadła Justyna Święty (AZS AWF Katowice). Sukces Hołub jest niespodzianką. Po raz ostatni Polka w finale ME na tym dystansie była w 2002 roku w Monachium. Grażyna Prokopek była wówczas czwarta. Niespełna 22-letnia Hołub osiągnęła wynik 52,58 i była trzecia w swojej serii. Na ostatnich metrach wyprzedziła ją mistrzyni olimpijska z Pekinu Brytyjka Christine Ohuruogu - 52,56, a wygrała ten półfinał Hiszpanka Indira Terrero - 52,08. Święty, czwarta zawodniczka halowych mistrzostw świata w Sopocie, odstawała od rywalek od samego początku i na metę dotarła jako siódma wynikiem 52,58. Zawodniczka Bałtyku Gdynia szła na spotkanie z dziennikarzami bardzo wolno, owinięta w srebrzysto-złocistą folię. - Jako tako, ale się toczę... Spełniło się moje największe marzenie. Kiedy zaczynałam przygodę z dystansem 400 metrów, to chciałam dojść do finału mistrzostw Europy. A co do koloru folii? Nie sądzę, aby to było powiązane z odpowiednią barwą medalu. Jeszcze nie tu, jeszcze nie teraz, chociaż będę walczyła do ostatniego metra. A którym miejscem to się skończy, tego nikt nie wie - powiedziała Hołub. Przyznała, że warunki były jednakowe dla wszystkich zawodniczek, ale każdy organizm jest różny i różnie reaguje na wiatr czy deszcz. - Nie dość że wiało, to jeszcze było zimno, zaledwie 15 stopni. Szykowałam się do startu dwie godziny, bo nie wiadomo było, jak długo potrwa przerwa. Najważniejsze, że jestem w finale. A co ze sztafetą? Zadecyduje trener Aleksander Matusiński. Czy wystawi mnie do eliminacji, czy dopiero na finał, o tym jeszcze nie rozmawialiśmy. Jestem do dyspozycji, nie zamierzam zostawić koleżanek w czekającej nas walce - zaznaczyła. Święty, czwarta zawodniczka halowych mistrzostw świata w Sopocie, odstawała od rywalek od samego początku i na metę dotarła jako siódma z wynikiem 52,58. - Wypadałoby płakać, ale co to zmieni? Przygotowana jestem jak należy, a jednak to nie wystarczyło, by wejść do finału. Nie mogę się przełamać, aby szybciej biec po starcie. Kiedyś spróbowałam i na finiszu umierałam. Może to gdzieś tam zostało i włącza się z automatu blokada. A potem okazuje się, że siły jeszcze mam, tylko okrążenie się kończy. Ja lubię walczyć i lepiej czuję się w hali, bo tam po 200 metrach jesteśmy przy bandzie. Dlatego cieszę się na myśl o sztafecie - przyznała. Finał zaplanowany jest na piątek na 19.10. Także Jakub Krzewina (WKS Śląsk Wrocław) pobiegnie w piątkowym finale 400 m. Odpadli Rafał Omelko (AZS AWF Wrocław) i Łukasz Krawczuk (WKS Śląsk Wrocław). Mistrz Polski Krzewina rywalizował w ostatnim, trzecim półfinale. Zajął czwarte miejsce i dzięki dobremu rezultatowi - 45,47 awansował do rozgrywki o medale. Ta odbędzie się w piątek o godz. 18.50. - Mega warunki, wiatr kręcił tak, jak wiatrak na różnych obrotach. Ale to już poza mną, stoję, rozmawiam, nie wywracam się. Teraz do beczki z lodem, potem 30-40 minut masażu. Jutro kontynuacja terapii, może lekki rozruch i... w piątek do boju - zrelacjonował szer. Krzewina. Piątek, to 15 sierpnia. "Wiem, wiem, święto Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, obchodzone na pamiątkę zwycięskiej bitwy warszawskiej w 1920 roku, stoczonej w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Dla mnie, żołnierza Wojska Polskiego, to dodatkowa mobilizacja" - zaznaczył. Po raz ostatni reprezentant "Biało-czerwonych" krążek w tej konkurencji mistrzostw Europy zdobył w 1998 roku. Po srebro sięgnął wówczas Robert Maćkowiak - 45,04. Omelko w swojej serii zajął szóstą lokatę i miał czas 46,69. A Krawczuk w drugim półfinale był piąty - 46,24. Z najlepszym wynikiem do finału awansował Brytyjczyk Matthew Hudson-Smith - 45,30. - Uważam, że jestem bardzo dobrze przygotowany do tych zawodów, ale dziś bardzo dziwnie się to wszystko ułożyło. Muszę przemyśleć, jednak nie ma to większego znaczenia. Przyjechałem tu, podobnie jak i koledzy, z innym celem. Priorytetem jest sztafeta. Tam jest inne bieganie, inny świat. Czy czujemy presję? Sami sobie ją narzucamy. Wiemy doskonale, po co tu jesteśmy - powiedział Omelko.