Rzadko Jamajczycy decydują się na start w sezonie halowym. Warunki, jakie mają w tym okresie na swojej wyspie, powodują, że raczej ze spokojem przygotowują się do rywalizacji na stadionie. - My w ogóle nie trenujemy pod dachem. Nie mamy też krajowych mistrzostw w tym okresie, nie ma także eliminacji do imprez mistrzowskich. To właśnie dlatego nasza reprezentacja jest wybierana raczej na podstawie wyników z treningów - przyznał Carter. Mimo wszystko 28-letni sprinter widzi wiele pozytywnych aspektów startu w hali i często decyduje się na przylot do Europy, by rywalizować na 60 m. - To dla nas jest zawsze dziwna sytuacja, bo nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich warunków. Organizm potrzebuje pod dachem znacznie więcej tlenu, szybciej łapie się zadyszkę. Zwłaszcza my, Jamajczycy mamy z tym problem, bo nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Dlatego najczęściej traktujemy to wyłącznie jako przerywnik w przygotowaniach do sezonu letniego i nie koncentrujemy się na tym - dodał. W ostatnich halowych mistrzostwach świata Carter w Stambule sięgnął po srebro. Nic zatem dziwnego, że teraz mierzy jeszcze wyżej i w Sopocie chciałby stanąć na najwyższym stopniu podium. - Moim celem jest złoto i wiem, że jeśli będę w formie, to właśnie na to mnie stać. Zdaję sobie jednak sprawę, że na 60 m nie można zrobić żadnego błędu, to nie jest 100 m, gdzie wszystko można naprawić. Myślę jednak, że jestem wystarczająco dobry. Mam znakomity start z bloku - zaznaczył. Halowe mistrzostwa świata w Sopocie odbędą się w Ergo Arenie w dniach 7-9 marca.