"Jestem w szoku, nie wiem jak to się stało, to był mój dzień" - mówił wyraźnie wzruszony Przybyłko. Z dziennikarzami rozmawiał po polsku, bo w tym języku mówi się u niego w domu. Rodzice mieszkają teraz w Bielefeld, on w Leverkusen. "To tylko 180 km, widzimy się bardzo często. Nie spodziewałem się takiego rozstrzygnięcia, bo miałem poważne problemy, żeby w ogóle wejść w zawody. Pierwszy raz w karierze zdobyłem medal i jestem przeszczęśliwy. Nie mogę w to uwierzyć. Już sobie wyobrażam, jak moi rodzice będą dumni" - komentował po konkursie. Przybyłko pochodzi ze sportowej rodziny. Jego ojciec Mariusz był piłkarzem, a mama Violetta skakała w dal. "Oj, będzie duża impreza w domu. Oni mi bardzo kibicują i zawsze przeżywają" - przyznał. Wspomnianą imprezę Przybyłko chce połączyć z 26. urodzinami, które obchodzić będzie 9 marca. "Zaproszę rodzinę, kolegów i znajomych. Pewnie będzie trochę po polsku, trochę po niemiecku. Moja dziewczyna jest Niemką, więc muszę to też wziąć pod uwagę" - powiedział. Kiedyś nawet myślał o tym, żeby - tak jak brat Kacper - reprezentować polskie barwy. "Ale mnie nie chcieli. Nie byłem taki dobry, byli lepsi ode mnie i tak zostałem w Niemczech. A teraz ja jestem dobry" - śmiał się. Walka o brązowy medal w Birmingham rozegrała się w dużej mierze między Przybyłko a Sylwestrem Bednarkiem, który ostatecznie rywalizację zakończył na piątej pozycji. "Wielka szkoda. Z Sylwkiem bardzo dobrze się znamy, dopingujemy się nawzajem na każdych zawodach. To jest mój dobry kolega. Tylko to był mój dzień. Co z tego, że 2,29 to nie jest jakiś dobry wynik? Nikt tego za chwilę nie będzie pamiętał, a ja mam medal" - podkreślił. To nie jedyny "polski" sukces pierwszego dnia halowych mistrzostw świata. Drugie miejsce w konkursie zajął Katarczyk Mutaz Essa Barshim, który od lat prowadzony jest przez Stanisława Szczyrbę i często przyjeżdża na zgrupowanie do Spały. Złoto wywalczył Rosjanin występujący pod neutralną flagą Danił Łysenko.