Lekkoatletka Jarosława Mahuczich relacjonowała, co działo się z nią w pierwszych dniach po inwazji Rosji na Ukrainę. - 24 lutego, po kilku godzinach totalnej paniki, opuściliśmy Dnipro i przenieśliśmy się do pobliskiej wioski. Wtedy nikt nie myślał o treningu. Zmuszeni byliśmy siedzieć cały dzień w piwnicy, co minutę śledząc wieści z Kijowa, Sumy i Charkowa. Kilka dni później zacząłem trenować, ale na stadionie nic nie mogliśmy zrobić - powiedziała 21-latka w rozmowie z portalem Sport.ua Lekkoatletka była w stałym kontakcie z macierzystą federacją i menedżerem. Szukano najbezpieczniejszego sposobu na wznowienie treningu i dopiero wtedy zaczęto na poważnie myśleć o szansie rywalizacji w HMŚ. Podróż do Belgradu, licząca prawie 2000 km, udało się zorganizować we współpracy ze światową federacją (World Athletics) oraz rumuńską i serbską. - Dotarcie do Belgradu zajęło nam ponad trzy dni. Była to bardzo denerwująca podróż. Setki telefonów, wiele zmian kierunku jazdy, wybuchy bomb, pożary i syreny przeciwlotnicze. Chciałabym myśleć, że to był tylko koszmar, ale w moim kraju jest to teraz rzeczywistość. Taka jest wojna - Mahuczich opisała ekstremalną podróż na zawody sportowe. Wszystkie myśli medalistki olimpijskiej z Tokio są teraz przy Ukrainie i wszystkich rodakach, którzy bronią ojczyzny. - Lekkoatletyczne HMŚ w Belgradzie. Mahuczich: Musimy wszędzie walczyć Muszę wykonywać swoją pracę. Muszę występować, aby jak najlepiej reprezentować Ukrainę na międzynarodowej arenie sportowej. Dziś wszyscy Ukraińcy mają różne fronty. Musimy wszędzie walczyć, aby udowodnić swoją siłę i moc. W najbliższych dniach moja linia frontu to zawody w skoku wzwyż podczas halowych mistrzostw świata. Nie dążę tym razem tylko do zwycięstwa, staram się robić jeszcze więcej - podsumowała utalentowana sportsmenka. Mistrzostwa w Belgradzie odbywają się w dniach 18-22 marca. Finał skoku wzwyż kobiet zaplanowano na 19 marca. mask/ co/ Czytaj także:Ukraiński tenisista: Nie jestem Rambo, ale będę walczył o mój dom