Polka w Pradze była czwarta, ale po dyskwalifikacji Rosjanki Jekatieriny Poistogowej została przesunięta na trzecie miejscu. Cztery lata temu na HME do Pragi Jóźwik jechała w roli faworytki i mocno przeżywała wówczas brak medalu. Po czasie okazało się, że druga na mecie Poistogowa została zdyskwalifikowana za stosowanie dopingu, co pozwoliło Polce awansować na trzecią lokatę. W stolicy Czech złoty medal zdobyła Szwajcarka Selina Buechel. "O tym, że moja rywalka była na dopingu, dowiedziałam się już w 2016 roku. Do dziś musiałam jednak czekać na ten medal. To bardzo przykre, że tak się stało. Kto jest winny? Tylko Rosjanka. Do momentu, gdy problem dopingu nie dotknął mnie osobiście, nie zdawałam sobie sprawy, jak jest on istotny. Jak na swojej skórze człowiek doświadczy, że ktoś inny nie jest w porządku, to bardzo ten fakt boli. Mogłam wtedy w Pradze stanąć na podium, a to zupełnie inne emocje" - powiedziała Jóźwik. Dodała, że wówczas startowała w Czechach jako zdecydowana faworytka, ale w finale "zjadła" ją presja. "Nie potrafiłam się zachować. Biegłam na końcu, byłam rozkojarzona. Kompletnie nie wykonałam swojej taktyki. Najważniejsze jest to, że medal zdobyty uczciwie jest jednak mój. Tylko pracować dalej i walczyć o jeszcze cenniejsze krążki, bo ten jest brązowy" - podkreśliła. Piąta zawodniczka igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro w biegu na 800 wróciła w tym sezonie do rywalizacji po roku zmagań z kontuzją biodra. "Po startach na 400 metrów mogę powiedzieć, że jestem zdrowa i mogę zacząć trenować pod 800 metrów. Dotychczasowa rywalizacja w hali była głównie sprawdzianem tego, czy moje biodro wytrzyma takie obciążenia. Wiadomo, że starty pod dachem są na tyle ciężkie, że gdyby coś było nie tak, problemy by się już pojawiły" - oceniła Jóźwik. Przyznała, że jeżeli w jesiennych mistrzostwach świata w Dausze awansuje do finału, to będzie znak powrotu na właściwe tory. "Nie możemy się spieszyć, bo najważniejsze są igrzyska olimpijskie za rok w Tokio" - doprecyzowała rekordzistka Polski na 800 m w hali (1.59,29). W Toruniu uhonorowani zostali w sobotę także rekordziści świata w sztafecie 4x400 metrów z halowych mistrzostw świata w Birmingham 2018: Karol Zalewski (AZS AWF Katowice), Jakub Krzewina (WKS Śląsk Wrocław), Rafał Omelko (AZS AWF Wrocław) i Łukasz Krawczuk (WKS Śląsk Wrocław). Odebrali oni okolicznościowe plakietki od Euroepan Athletics. Polacy zdobywając złoty medal HMŚ uzyskali czas 3.01,77. Kulomiot Konrad Bukowiecki otrzymał pamiątkowe odznaczenie przypominające o ustanowieniu przez niego halowego rekordu Europy w kategorii do 23 lat podczas ubiegłorocznego Copernicus Cup, kiedy uzyskał równo 22 metry. autor: Tomasz Więcławski