Przy pustych trybunach odbyła się w Polsce pierwsza międzynarodowa impreza lekkoatletyczna w dobie pandemii. Obowiązkowe testy na koronawirusa, a później ich pozytywne wyniki wyeliminowały kilku zawodników ze startu. W tym m.in. Ewę Swobodę, faworytkę rywalizacji na 60 m. Musiała się też wycofać męska sztafeta 4x400 m. Jedyny złoty medal wywalczył sensacyjnie w biegu na 800 m Patryk Dobek. W klasyfikacji biało-czerwoni zajęli dziewiąte miejsce. Mimo wszystko te mistrzostwa były udane dla Polaków. Dziesięć medali to dorobek powyżej oczekiwań. W niedzielę poza Dobkiem na podium stanęło troje innych specjalistów od 800 metrów - Mateusz Borkowski (srebro), Joanna Jóźwik (srebro) oraz Angelika Cichocka (brąz). Brązowe medale zdobyli wieloboista Paweł Wiesiołek, tyczkarz Piotr Lisek oraz żeńska sztafeta 4x400 m. Wcześniej po srebrne sięgnęli Justyna Święty-Ersetic w biegu indywidualnym na 400 m, Marcin Lewandowski na 1500 m oraz kulomiot Michał Haratyk. "Z jednej strony fajnie, bo zdobyliśmy dużo medali, a wielu zawodników zanotowało wartościowe rezultaty. Z drugiej nieco brakuje złotych krążków. Pamiętajmy jednak, że jeden odpadł po kontrowersyjnej decyzji sędziów w biegu na 1500 m i braku dyskwalifikacji Norwega. Kolejne złoto pewnie zdobyłaby Ewa Swoboda. Miejsce w klasyfikacji medalowej zaciemnia nieco obraz. Spójrzmy bowiem na klasyfikację punktową, w której zajęliśmy drugie miejsce mając w dorobku aż 90 oczek" - powiedział PAP Majewski. Dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą cieszy się z kontynuacji w wielu konkurencjach i dobrej postawy młodych zawodników. "W niektórych na lata nie będzie problemu. To duża radość. Największą niespodzianką jest bez wątpienia złoto płotkarza Patryka Dobka w biegu na 800 m. Pokazał wielką smykałkę do takiego biegania. Gdy przechodził do trenera Króla, było sporo wątpliwości, czy ten da radę go tak szybko przestawić na inny dystans. Zadziałało to świetnie. Gratulacje dla obu" - dodał Majewski. Wśród pozytywnych zaskoczeń wymienił także brązowy medal Pawła Wiesiołka w siedmioboju. To nie jest nowe nazwisko w polskiej lekkiej atletyce, ale dla tego zawodnika to pierwszy taki krążek. "On wkłada naprawdę ogrom pracy, aby być przygotowanym. Teraz ta praca mu oddała" - stwierdził Majewski. Pochwalił także młodziutką Kornelię Lesiewicz, która wytrzymała presję w sztafecie 4x400 m oraz Aleksandrę Gaworską. "Ona musiała zastąpić w trybie bardzo pilnym świetną Justynę Święty-Ersetic. Doprowadziła drużynę do mety na miejscu medalowym. Czapki z głów" - wskazał wiceprezes PZLA. Wśród największych pechowców wymienił Damiana Czykiera, który w finale 60 m był na pozycji medalowej i mógł osiągnąć świetny rezultat. Zaczepił jednak o przedostatni płotek i skończył na szóstym miejscu. "To wielki talent, ale prześladuje go pech. Podczas MŚ w Dausze w ogóle nie wystąpił, bo się zatruł. Oby w końcu odwróciła mu się karta" - powiedział Majewski. Pogratulował wszystkim osobom zaangażowanym w organizację mistrzostw. "Znów pokazaliśmy światu, że w Polsce możemy zrobić świetne zawody w wariackich czasach. Od roku zrobiliśmy już mimo przeciwności wiele imprez lekkoatletycznych. Ta także zakończyła się organizacyjnym sukcesem. W sesji popołudniowej w niedzielę nawet trybuny nie były puste, bo do hali zjechały wszystkie reprezentacje, wszyscy trenerzy, a także VIP-y. Zawodnicy mieli więc z kim dzielić się swoimi sukcesami. To bardzo ważne" - ocenił Majewski Poruszył bardzo ważny w jego ocenie temat szczepień sportowców. Wyraził przekonanie, że cała rodzina olimpijska musi w trybie bardzo pilnym o to zabiegać. "Trzeba zaszczepić ok. 500 osób. To nie jest jakaś ogromna liczba. Inaczej co chwilę będą kłopoty z koronawirusem. Przecież za chwilę ruszają przygotowania do sezonu w wielu konkurencjach. Jeżeli nie chcemy zniweczyć czyjejś wieloletniej pracy, te szczepienia muszą się odbyć jak najszybciej" - stwierdził Majewski. Autor: Tomasz Więcławski