Zawodniczka AZS AWF Katowice, podobnie jak jej koleżanki, pobiła w tym roku rekord życiowy. Zegar zatrzymał się na 52,09. "Jesteśmy wszystkie w świetnej dyspozycji. Kręcę się w pobliżu rekordu kraju Grażyny Prokopek (52,00) i jestem coraz bliżej. Każda z nas chciałaby go poprawić. Byłam bliska medali indywidualnych na halowych mistrzostwach świata, ale zawsze czegoś ostatecznie zabrakło" - dodała zawodniczka. Święty rok temu w Portland zajęła piąte miejsce, a w 2014 roku podczas czempionatu globu w Sopocie uplasowała się na czwartej pozycji. W Belgradzie pobiegnie również indywidualnie, podobnie jak Małgorzata Hołub (KL Bałtyk Koszalin) oraz Iga Baumgart (BKS Bydgoszcz). "Gdyby ktoś przed sezonem powiedział mi, że biegając 52,60 będę na czwartej pozycji na listach w kraju, to roześmiałabym się głośno. Nasz poziom w tym roku jest znakomity. Postęp widać u każdej dziewczyny. Wierzę, że stworzymy naprawdę silną sztafetę. Doświadczenie uczy jednak pokory, bo w tym biegu może się wydarzyć wszystko. Rywalizacja będzie się odbywała w tłoku i nie trudno o nieszczęście. Trzeba jednak wierzyć w siebie i w to, że możemy pokonać inne Europejki" - oceniła Hołub. Rok temu w USA sztafeta pań zdobyła srebrny medal HMŚ. Polki przegrały tylko z Amerykankami. "W tym roku nie przygotowywałam się specjalnie do startów halowych, bo chciałam nieco odpocząć po sezonie olimpijskim. Widać jednak, że wytrenowanie z poprzednich lat skutkuje tym, że mogę biegać bardzo szybko nawet bez nastawiania się na rywalizację pod dachem. Nie ma co też ukrywać, że bardzo mobilizujące są wyniki dziewczyn. Cztery 'złamałyśmy' już barierę 53 sekund. Nakręcamy się wzajemnie" - wspomniała Święty. Trzecia na krajowych listach jest Patrycja Wyciszkiewicz (OŚ AZS Poznań) - 52,51. Tak dobrych rezultatów jak polskie sprinterki nie osiągają od początku sezonu panowie. Lider sztafety - Rafał Omelko wierzy jednak, że doświadczenie "Lisowczyków" jest tak duże, że będą w stanie rywalizować w stolicy Serbii o najwyższe cele. Zawodnik AZS AWF Wrocław zdobył dwa złote medale podczas halowych mistrzostw kraju - na 200 i 400 m. Dwa lata temu w Pradze indywidualnie stanął na najniższym stopniu podium. "Jadę do Belgradu powtórzyć sukces ze stolicy Czech i zdobyć dwa medale. To są jednak dość specyficzne zawody. Będzie kilka mocnych biegów w krótkim czasie. Z doświadczenia wiem, że dużo się w nich dzieje i trzeba być bardzo uważnym, żeby nie stracić swojej szansy. Pavla Maslaka pokonałem na bieżni bodaj raz - w biegu eliminacyjnym na igrzyskach. W Belgradzie może mi się nie udać wyprzedzić Czecha, ale mam nadzieję, że przynajmniej będę finiszował tuż za nim. Naszymi najgroźniejszymi rywalami w sztafecie powinni być Brytyjczycy i Belgowie, a może również Francuzi" - podkreślił Omelko. Zawodnik biegający w tym sezonie 46,60 nie startował jeszcze w Serbii i nie wie, czego można się spodziewać po występie w tym kraju. "Mam nadzieję, że będzie przynajmniej tak fajnie jak w Pradze. Ten kraj jest dla mnie nowym miejscem, jeżeli chodzi o lekkoatletyczną mapę Europy. Patrząc na kibiców innych dyscyplin pochodzących z Bałkanów, można przypuszczać, że doping będzie żywiołowy. Wtedy łatwiej o dobre wyniki, bo kibice, szczególnie w hali, mogą bardzo mocno wpłynąć na jakość widowiska" - zakończył sprinter. Belgrad drugi raz jest gospodarzem HME - poprzednio, jeszcze jako stolica Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii, organizował zawody tej rangi w 1969 roku (wówczas pod nazwą Europejskie Igrzyska Halowe). 48 lat temu Polska z dorobkiem dziewięciu medali (w tym sześciu złotych) zajęła pierwsze miejsce w tej klasyfikacji, wyprzedzając m.in. takie potęgi jak ZSRR i NRD.