"Oceniając jego możliwości, to nawet jutro jest w stanie skoczyć ponad 6,30, a przecież to młody chłopak, który jeszcze się rozwija fizycznie" - powiedział 35-letni Francuz, który zajął piąte miejsce. Po zakończeniu swoich skoków nie poszedł do szatni, lecz poczekał do wygrania konkursu przez Szweda, który zamierzał atakować własny rekord świata, co mu się udało. Lavillenie wyjaśnił, że "Armand bardzo mnie poprosił, abym był z nim do końca i służył wszystkim możliwymi radami, ponieważ jego trener, ojciec Greg siedział na trybunach, a ja byłem blisko" - powiedział szwedzkiemu dziennikowi "Expressen". "Po tym, co zobaczyłem dzisiaj i oceniłem z profesjonalnego punktu widzenia, to Armandowi pozostało jeszcze kilka albo nawet kilkanaście rekordów. Jest niesamowity, lecz głównie z mentalnego punktu widzenia. Tyczka to sport, który rozgrywa się głównie w głowie i on jest z nas najsilniejszy" - dodał. Dla 22-letniego Duplantisa Francuz był przez wiele lat idolem, a teraz stał się na życzenie nowego mistrza jego mentorem. "Pomimo że tego dnia byliśmy rywalami i dzieli nas kilkanaście lat różnicy, to nasza relacja jest czymś większym niż tylko sport. Jestem wręcz dumny i wzruszony tym, że Armand poprosił właśnie mnie o pomoc, jak starego nauczyciela" - powiedział mistrz olimpijski z Londynu (2012). Lavillenie pobił rekord świata w hali w Doniecku w 2014 roku wynikiem 6,16. Duplantis zdetronizował go, skacząc na wysokość 6,17 podczas mityngu Orlen Copernicus Cup w Toruniu 8 lutego 2020 i od tej pory jest numerem jeden w tej dyscyplinie. Duplantis urodził się w USA, ale jego matka Helena jest Szwedką. Tyczkarz posiada podwójne obywatelstwo i od 2015 roku reprezentuje Szwecję. Zdobył złote medale igrzysk olimpijskich w Tokio, tegorocznych halowych MŚ w Belgradzie, halowych mistrzostw Europy w Toruniu (2021) i ME w Berlinie (2018). Jest mistrzem świata z Eugene i aktualnym rekordzistą świata z wynikiem 6,21 m. "Tak więc ma obecnie wręcz niesłychany komplet złotych medali i nie wiadomo jeszcze dla nas jaki ma limit wysokości" - skomentował "Expressen". Zbigniew Kuczyński kucz/ af/