Dawniej pchnięcie kulą było specjalnością Europejczyków, od blisko dekady jest już jednak inaczej. Teraz karty rozdają jednak Amerykanie, z rekordzistą świata Ryanem Crouserem na czele, jest Nowozelandczyk Tom Walsh, ale od niedawna także Włoch Leonardo Fabbri. To on w sobotę ma wywalczyć w Rzymie złoto, czekają na to całe Włochy. A uzyskane niedawno 22.88 m, a później 22.95 m tylko potwierdza te aspiracje. Fabbri zresztą szybko wywalczył miejsce w finale, od razu uzyskał 21.10 m, mógł iść się przebrać. Minimum kwalifikacyjne wynosiło 20.70 m, wydawało się, że nie ma opcji, by sześciu, siedmiu zawodników go nie przekroczyło. Tymczasem poza Fabbrim nie dokonał tego nikt, coś niesamowitego. Na starcie stanęło też trzech Polaków, w tej sytuacji awans do finałowej dwunastki Konrada Bukowieckiego i Michała Haratyka wydawał się oczywisty. Owszem, obaj mieli sporo problemów w ostatnich miesiącach, ale już przed mistrzostwami Europy pchali regularnie po 20 metrów. Dziś to by wystarczyło. Szczęście Michała Haratyka. I brak szczęścia, a może lepszych prób, pozostałych Polaków Haratyk z kolei zaczął od 19.00 m, później poprawił się o 79 cm - to okazało się kluczowe. Niczego nie gwarantowało, zwłaszcza, że nasz doświadczony były mistrz Europy z Berlina w ostatniej kolejce uzyskał jednak nieco gorszy wynik. Był na granicy, ale do finału wszedł, z dziesiątym wynikiem. Gorzej poszło jego rodakom, zawiedziony mógł być zwłaszcza Bukowiecki. I nie chodzi o to, że ma rekord życiowy grubo ponad 22 metry, bo ostatnio, po problemach ze zdrowiem, pchał "tylko" ponad 20 metrów. Za to już w trzech z czterech ostatnich konkursów. Dziś mu nie poszło, zaczął od 19.17m, później było słabiutkie 18.69 m, następnie - 19.20 m. To za mało, zajął 17. miejsce... Szymon Mazur był z kolei 25. w gronie 29 kulomiotów (18.76 m). A że coś w tym kole na stadionie w Rzymie było nie tak, świadczyć może postawa Zane Weira. Miesiąc temu Włoch pchał pod granicę 22. metra, był tu uważany za pewniaka do srebra, za swoim rodakiem Fabbrim. Dziś zaś najpierw miał 18.80 m, później próbę niemierzoną, wreszcie 19.71 m. W finale znalazł się "psim swędem", z ostatnim wynikiem. - Nie wiem, dlaczego jest dziś tak słaby poziom. Może niektórzy szykują już formę na późniejszy termin? Generalnie, awans do finału to duża rzecz, tylko wynik mały - podsumował przed kamerą TVP.