Artur Gac, Interia: Za tobą wakacje, na których zupełnie odpoczywałaś i w stu procentach regenerowałaś organizm, czy o stronę fizyczną cały czas dbałaś? Anastazja Kuś, AZS UWM Olsztyn: - Na wakacjach chciałam odpocząć od biegania i treningów, ponieważ miniony sezon był bardzo wymagający i długi. Dlatego zależało mi na tym, żeby w pełni odpocząć i nie skupiać na treningach, zwłaszcza że niedługo zaczynam przygotowania do sezonu halowego. Spojrzenie z pewnej perspektywy na minione miesiące, których ukoronowaniem były igrzyska olimpijskie, daje ci wyłącznie radość i satysfakcję? - Uważam, że to był jak na razie sezon życia. Zostałam mistrzynią Europy do lat 18, dwukrotnie poprawiłam rekord Polski, zadebiutowałam na Diamentowej Lidze oraz oczywiście byłam na igrzyskach w Paryżu. Tak naprawdę udało mi się spełnić wszystkie plany i cele, jakie miałam na ten sezon. Wyniki na 400 i 200 metrów, gdzie robiłam życiówki, tylko potwierdzają, że za mną bardzo udany rok. Nie było nic, co przekroczyło twoje wyobrażenie lub wywołało lekki niedosyt? - W zasadzie mogłabym powiedzieć, że wszystko spełniłam z nadwyżką, bo jednak nie zakładałam, że będę biegać aż tak szybko i zejdę poniżej 52 sekund (51.89 na ME w Bańskiej Bystrzycy - przyp. AG). Zatem wszystko, co mogłam sobie zamarzyć, zostało zrealizowane. Kapitalny debiut polskiej 17-latki w Diamentowej Lidze. Blisko życiówki w Zurychu Niewątpliwie bardzo dużo zaczęło być twojej osoby w mediach, a skok popularności nastąpił, gdy znalazłaś się w reprezentacji olimpijskiej. Czy wszystko to, co zaczęło się w tym momencie kumulować, biorąc pod uwagę, że masz dopiero 17 lat, zaczęło ci mentalnie ciążyć i nie było łatwo poradzić sobie z tą sytuacją? - Nie, nie uważam w ten sposób. Wcześniej i tak dużo osób, poprzez moje dotychczasowe wyniki i media społecznościowe, mnie kojarzyło. Teraz tylko zainteresowanie ze względu na igrzyska wzrosło, ale już od dłuższego czasu regularnie współpracuję z psychologiem sportowym. Uważam, że jestem przygotowana na wszystkie sprawy pozastartowe, całą otoczkę. Dlatego jestem zdania, że to zbytnio nic nie zmieniło w moim podejściu. Tym psychologiem jest Dariusz Nowicki? - Tak jest. Ta współpraca przede wszystkim jakie daje ci atuty? Czujesz, że w jakim obszarze najbardziej buduje cię jako sportowca? - Oczywiście szczegółów nie chciałabym zdradzać, ale przede wszystkim dużo pracujemy nad radzeniem sobie z presją oraz umiejętnością wyciszenia się przed startem. Masz też tego typu zajęcia, że wizualizujesz sobie ważny start wraz z braniem pod uwagę wszystkich czynników, które mogą się pojawić, czyli przerobienie takiego startu z wyprzedzeniem i przygotowanie na każdą sytuację? - Tak, pojawiają się takie sesje przed najważniejszymi startami, wtedy pracujemy nad wieloma obszarami. Także nad koncentracją uwagi oraz reakcją, która jest bardzo potrzebna w sprintach. Do tej pory, pewnie z uwagi na fakt, że nie byłaś pytana, niewiele mówiłaś o śp. trenerze Zbigniewie Ludwichowskim, któremu - jak zrozumiałem - bardzo dużo zawdzięczasz, jako wynalazcy twojego talentu. Jak to wszystko się rozpoczęło? Wypatrzył cię trener, ty skierowałaś do niego swoje kroki, a może brały w tym udział osoby trzecie? - Może zacznę od tego, że lekkoatletykę rozpoczęłam trenować ze względu na tenisa, w którego grałam już na poziomie zawodniczym. A że potrzebowałam zajęć ogólnorozwojowych, najpierw trafiłam do mojej obecnej trenerki, pani Bronisławy Ludwichowskiej, żony trenera. Jednak to były zajęcia mało regularne, nie przykładałam do nich większej uwagi, bo skupiałam się na tenisie. Po mniej więcej roku i kilku miesiącach przeszłam do trenera Ludwichowskiego i tak naprawdę od tego momentu zaczęłam trenować lekkoatletykę bardziej na poważnie. Dostrzegł we mnie to "coś", powiedział że mogę robić wielkie rzeczy, bo mam predyspozycje do biegania. Zaczęłam od najkrótszych dystansów, typu 60 i 100 metrów, ale w planach i tak było "przedłużanie" mnie, ze względu na moją posturę oraz krok biegowy do właśnie 400 metrów. Dlatego tak naprawdę trenerowi zawdzięczam to, że na poważnie zaczęłam trenować lekkoatletykę i odnalazłam radość z biegania. Gdybyś miała powiedzieć "mój pierwszy trener lekkoatletyczny", to właśnie wskazałabyś śp. szkoleniowca? - Tak, zdecydowanie. Twoja obecna trenerka, Bronisława Ludwichowska, jednym tchem wymienia twoje atuty, sprawiające, że mamy do czynienia już nie tylko z talentem. Wskazuje przede wszystkim na twoje chęci, zaangażowanie i świadomość, że chcesz być najlepsza. Ponadto jej zdaniem masz wewnętrzną motywację, wolę walki i nie boisz się zmęczenia. Do tego dokłada twoją szybkość i znakomitą technikę. Jak się do tego odniesiesz? - Dziękuję. Uważam, że istotne jest moje świadome podejście do sportu. Jeśli już coś robię, to zawsze na sto procent, bo zależy mi na osiągnięciu zakładanego celu. Prawdą jest, że nie boję się zmęczenia przy 400 metrach i walczę do końca. Jestem typem walczaka, który zawsze daje z siebie wszystko na ostatnich metrach i zazwyczaj najwięcej zyskuję na ostatniej prostej. To wszystko na pewno jest możliwe dzięki wsparciu najbliższych. Mojej mamy, która zapewnia mi pole do rozwoju i bycia jak najbardziej profesjonalną, bo uważam, że jeśli chodzi o sportowców, nie tylko polskich, często brakuje pełnego profesjonalizmu nawet u bardzo doświadczonych zawodników. Nie skupiają się na tych szczegółach, które moim zdaniem są bardzo ważne. A bez nich największego sukcesu po prostu się nie osiągnie. Jakie szczegóły masz na myśli? - Przede wszystkim dobry, to znaczy regularny sen o ustalonych godzinach. To właśnie sen daje nam najlepszą regenerację. Do tego bardzo ważne jest odżywianie, czyli jedzenie zbilansowanych posiłków. A ponadto ogólna regeneracja pomiędzy treningami, żeby omijały nas kontuzje. Ja wszystko to stosuję, a zauważam, że niektórzy nie zwracają na to uwagi, co później odbija się na wynikach. Powiedziałaś o śnie. W twoim podejściu chodzi wyłącznie o to, by zawsze zgadzała się długość snu, czy utrzymanie stałej pory? - Szczególnie pory, jako że po 22 jest najlepsza regeneracja i sen jest najgłębszy. Staram się wcześniej kłaść spać i wstawać dosyć wcześnie, aby nie zaburzać tego harmonogramu. Staram się to także stosować, gdy jestem na obozach i zgrupowaniach, a także w domu i na zawodach. Czyli sen bardziej w godzinach 22-6, czy 23-7? - Spanie 22, a pobudka 6-7 rano. Mówisz o tym profesjonalizmie, a ja myślę sobie, będąc mniej więcej w wieku twoich rodziców, że kiedyś mieliśmy mniej bodźców, atrakcji i możliwości na spędzanie czasu. Czy dzisiaj utrzymanie takiego podejścia, mając 17 lat, jest trudne? - Ja myślę, że jeśli ktoś ma silną wolę i jest mocno skupiony na danym celu, popierając to dużym zaangażowaniem, to nie jest to trudne. Zdecydowałam się na taką drogę, nie inną. Nie narzekam i nie mam wobec kogokolwiek pretensji czy wyrzutów, że nie mogę wyjść na jakąś imprezę lub ciągle spotykać się ze znajomymi, co oczywiście także ma miejsce, ale z odpowiednią regularnością. Nie skupiam się tylko na treningach, bo pewnie szło by od tego zwariować, ale na tyle kocham to, co robię, iż nie czuję, że cokolwiek poświęcam lub tracę. Sprawia mi to taką przyjemność, że nie widzę problemu, by utrzymywać takie podejście. A twoi najbliżsi znajomi, z tego grona, w którym najczęściej się obracasz, w pełni to rozumieją i pomagają ci w tym profesjonalizmie, czy czujesz pokusy i musisz walczyć z wielością propozycji? - Najbliżsi znajomi spoza sportu wszystko rozumieją, są wyrozumiali i zawsze mi kibicują. Czuję, że za każdym razem są po mojej stronie, gdy nie mogę do nich dołączyć, spotkać się i gdzieś wyjść. W nowym roku będziesz już juniorką, więc domyślam się, że przygotowania będą troszkę inaczej przebiegały, trening wytrzymałościowy w jakimś pójdzie w górę. Jesteś na to wszystko przygotowana? - Od bardzo dawna jestem przygotowana na bardzo mocne treningi, jednak takich obciążeń nie stosujemy, bo nie chcemy mnie wyeksploatować w tak młodym wieku. Uważamy, że do treningu będziemy bardziej dokładać w przyszłości. Zatem w najbliższym czasie nie będą to drastyczne zmiany, bo gdy przyjdzie wiek seniorski, wówczas też chciałabym robić progres. Dlatego, choć oczywiście widzimy rezerwy, podchodzimy z trenerką i mamą z chłodną głową, więc na treningach wytrzymałościowych, czy w siłowni nie mam dużych obciążeń. Jeśli chodzi o seniorki, które były na igrzyskach, to moje obciążenia w porównaniu do nich na razie są żadne, ale to wszystko jest przemyślane. Jeśli mogę biegać na takim samym poziomie, jak one, za cenę małego treningu, to robimy to. Wiadomo, że w przyszłości pójdziemy do przodu, ale to będzie dokonywało się stopniowo, a nie skokowo. A jakie cele sobie formułujesz na najbliższe miesiące i cały nadchodzący sezon? - W pełni nie mam ich jeszcze sprecyzowanych. Wiadomo, że chciałabym poprawiać życiówki i cały czas robić wynikowy progres. Gdy połączyłem się z twoją trenerką, najpierw utwierdziłem się, czy na pewno rozmawiam z 73-letnią panią Bronisławą, bo po głosie szacowałem, że odebrała kobieta w średnim wieku. Gdy się z nią podzieliłem tą wątpliwością, serdecznie się roześmiała, mówiąc że sport daje dużą radość, zadowolenie i młodość, dodając że w pracy z młodzieżą trzeba mieć w sobie trochę nowoczesności. W istocie taka jest? - Oczywiście. Trenerka całe życie jest w sporcie, sama była zawodniczką, więc bardzo dobrze się trzyma. Osiągała wielkie sukcesy i nie brakuje jej werwy. Cały czas jest z nami na stadionie, uczestniczy w treningach, ale jeśli chodzi o mój team, to tworzy go wiele osób. Jeśli chodzi o treningi to moja mama i trenerka nawzajem się uzupełniają i tworzą mi najlepsze warunki do rozwoju. Dodała też ciekawą rzecz. Wspomniała, że gdy jeszcze pracowałaś z jej mężem, to nieraz mówiła do niego: "co ty tam robisz? Ja to pracuję, a ty nic". A dopiero jak przejęła jego obowiązki, przekonała się, z kim pracował oraz rozeznała się, że takie perełki zdarzają się raz na ileś lat. - (uśmiech) Trenerka ma iluś zawodników, więc trochę ma na głowie, dlatego na każdym treningu, obozach i zawodach jest też moja mama, dzięki czemu wyręcza trenerkę od jeżdżenia po całym świecie. Pod tym względem super się dogadujemy i, jak widać, to na razie się sprawdza. Dlatego przy tym pozostaniemy i nadal będziemy wspólnie pracować. Rozmawiał Artur Gac Alicja Kuś, mama Anastazji, o: Jak trudno rodzicom utalentowanej sportsmenki utrzymać reżim profesjonalizmu, o którym trenerka Bronisława Ludwichowska mówi Interii tak: "Jest pracowita, systematyczna i zawsze przygotowana na ostatni guzik do treningu. To też dzięki mamie, generalnie wsparciu rodziców, bo w grę wchodzi też odpowiednie wyżywienie, rehabilitacja i całościowe przygotowanie okołotreningowe. Dzięki temu, gdy przychodzi na trening, jest go w stanie w pełni wykonać. Na razie to wszystko toczy się bardzo dobrze, bez żadnej kontuzji, choroby i innych przeszkód". - To chyba zależy też od tego, jaki kontakt ma rodzic ze swoim dzieckiem. Ja miałam o tyle dobrą możliwość, że z Nastką jestem praktycznie od jej narodzin, niewspomagana żadnymi nianiami, itd... Dzięki temu zbudowałyśmy świetną więź i udało się ją ukształtować taką, jaka jest. Pewne rzeczy wyniosła z domu, podglądając nasze, czyli rodziców zachowanie, jak się odżywiać oraz to, że sport jest naturalną częścią życia, którą robi się z przyjemnością. Najważniejsze jest właśnie to, aby polubić, co się robi, a nie patrzeć przez pryzmat wysiłku i poświęceń. Myślę, że w dużej mierze dzięki temu też są takie efekty. Ona od dziecka kocha sport, ale nigdy nie była przez nas ukierunkowana, że ma zostać lekkoatletką światowej sławy. Próbowała wielu sportów i sama szukała dla siebie tego najfajniejszego, który będzie dawał jej najwięcej frajdy. Też dzięki śp. trenerowi Ludwichowskiemu, który zaszczepił w niej tą miłość. - Ja ogromnie się cieszę, także z uwagi na to, że istnieje wokół wiele pokus dzisiejszego świata, niekonieczne fajnych, a dla niej sport stoi na pierwszym miejscu. I w dodatku krzewi w niej bardzo pożądane wartości, ucząc mnóstwa umiejętności, które zawsze przydadzą się jej w dorosłym życiu. Jest bowiem obowiązkowa, systematyczna, staranna, do tego dochodzi dobre odżywianie, higieniczny i zdrowy tryb życia. Jest tego cała masa, część zaszczepiona przez nas, bo tata był piłkarzem, a ja tancerką, ale mnóstwo rzeczy wypracowała już sobie sama. Więzi z Anastazją, przypominającą relację: starsza siostra - młodsza siostra. - (długi śmiech). Umówmy się, jednak jest ta relacja matka - córka, aczkolwiek my oprócz tego, że bardzo się kochamy, także bardzo się lubimy. To znaczy bardzo lubimy wspólnie spędzać czas, świetnie się razem bawimy, co także jest jednym z kluczy do sukcesu, jeśli rodzicowi uda się nawiązać wspólną więź i dzielić pasję z dzieckiem. W dzisiejszych czasach, gdy rodzice są bardzo zabiegami, a dzieci uciekają w telefon lub inne, wirtualne kontakty, jest to bardzo ważne. My dogadujemy się w taki sposób, że każdemu życzyłabym takiej relacji. Aktywności Anastazji w mediach społecznościowych i ewentualnej obawie, czy eksponowanie nieco odważniejszych zdjęć może narazić nastolatkę na niebezpieczeństwo. Nie tyle w sensie dosłownym, ile na przykład może to być danie "amunicji" tym wszystkim, którzy przy słabszym wynikowo okresie, zaczną w tym szukać przyczyn. Jak to zbalansować w dzisiejszym świecie, w którym od sportowców wręcz oczekiwane jest promowanie siebie? - Powiem szczerze, że ja nie myślę o tym w kategorii obaw. Mam bardzo luźne podejście do tego tematu, tym bardziej, iż uważam, że dzisiejszy i nowoczesny sportowiec w social mediach po prostu musi istnieć. Na końcu oczywiście każdy wybiera swoją drogę. Niektórzy wstawiają mniej zdjęć lub tylko z zawodów, ale czy jest różnica, jeśli widzimy zdjęcie lekkoatletki z bieżni, na którym jest nie mniej rozebrana niż na plaży? To warto od razu zaznaczyć, że przecież w tym sporcie dziewczyny startują w majtkach i topach, czyli mamy to samo, co na plaży. Ja nie uważam, że czymś złym jest pokazywanie swojej urody i zdjęć z innych części życia. Poza tym oczywiście to Nastka wybiera, co chce pokazać i nie pokazuje wszystkiego. Jest to tylko procent jej życia. Nie pokazuje tego, czego po prostu nie chce, a tylko to, co uważa za stosowne. I ja nie będę na to wpływać. A że kibice będą chcieli na przykład oceniać to czy tamto, to i tak oceniają. Podam panu taki przykład. Gdy Nastka zdobyła mistrzostwo Europy, osiągnęła rekord imprezy i zrobiła niesamowitą życiówkę, poprawiając rekord Polski, po jednym z wywiadów pojawiły się komentarze odnośnie nie tego, co zdobyła, tylko że miała... nierówno pomalowaną kreskę na oku. Tak że ludzie będę dywagowali zawsze i na każdy temat, od tego nie uciekniemy, cokolwiek sportowiec by nie zrobił, prędzej czy później za coś oberwie. - Dlatego tutaj jest niesamowita rola naszego psychologa, Dariusza Nowickiego, który regularnie współpracuje z Nastką i przygotowuje ją na różne sytuacje. Może też dzięki temu jest ona bardzo mocna psychicznie na bieżni, bo nie zastanawia się nad tym, na co i tak nie ma wpływu. To nasza wspólna rola, aby zahartować ją i dobrze poprowadzić, po to też, aby zapobiegać późniejszym chorobom, takim jak depresja, która jest teraz bardzo częstym przypadkiem wśród sportowców. My po prostu działamy prewencyjnie, żeby później nie płakać nad rozlanym mlekiem. Warto, by niektórzy fani też wiedzieli, iż w lekkoatletyce nie zarabia się takich pieniędzy, jakie są w piłce nożnej czy siatkówce, by nimi ustawić sobie życie i zapewnić sportową emeryturę. A rozwijanie mediów społecznościowych pomaga w pozyskiwaniu sponsorów, którzy są niezbędni do tego, by móc prowadzić swoją karierę na najwyższym poziomie. Moim zdaniem to dzisiaj taki "must have" nowoczesnego sportowca, który myśli o tym, by w przyszłości zaistnieć na szerszych wodach, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie i być rozpoznawalnym. Artur Gac