Czy zakładał pan jakieś scenariusze na bieg w Bydgoszczy? Adam Kszczot: - Celem było przede wszystkim uzyskanie jak najlepszego rezultatu. Był to dla mnie trzeci start w ciągu sześciu dni. Mam nadzieję, że do mistrzostw świata w Daegu (27 sierpnia - 4 września) uda mi się utrzymać wysoką formę, choć liczę, że ją jeszcze wzmocnię. Miło jest pokonać Lewandowskiego, mistrza Europy, przed jego publicznością? - Nasza rywalizacja kończy się różnie, raz moją wygraną, raz Marcina; uzupełniamy się pod tym względem wspaniale i motywuje to nas do dalszej walki. Zadowolony jest pan z czasu 1.44,30? - Jak najbardziej. Poprawiłem o ponad 0,7 sekundy rekord życiowy; to wynik liczący się w Europie, a także i na świecie. Czy nieco inny tryb przygotowań w tym sezonie, dający tak dobrą formę, będzie kopiowany? - Myślę, że w przyszłym roku sposób będzie zupełnie inny, gdyż nie będziemy trenować do hali. Przygotowania będą znacznie dłuższe, znacznie spokojniejsze, będzie więcej czasu na zbudowanie całej otoczki, tych dodatkowych elementów, a dopiero potem skupimy się na głównej treści treningowej. Na twarzy pana rodziców było widać wzruszenie. - Radość i wzruszenie najbliższych zawsze jest miłym zwieńczeniem ciężkiej pracy, którą wykonuję przez większość roku będąc wciąż poza domem. Mimo to rodzice zawsze są ze mną, kibicują, trzymają kciuki. Czy z obecną formą można walczyć o medal mistrzostw świata? - Przy sprzyjających warunkach myślę, że jest to realne. Jednak dla pewności formę trzeba będzie nieco wzmocnić. Jakie ma pan plany na najbliższe dni? - Start w Krakowie 12 czerwca, a potem jeszcze nie wiem. Mimo że mistrz Europy z Barcelony Marcin Lewandowski był drugi, swój start także zaliczył do udanych. Czy bydgoska publiczność w jakimś stopniu pomogła panu? Marcin Lewandowski: - Zdecydowanie tak, choć już w trakcie biegu muszę być skoncentrowany do tego stopnia, że nie wiem za bardzo co się dzieje na trybunach. Wewnętrznie ten doping się jednak czuje i pomaga on jeszcze mocniej się sprężyć, by walczyć o jak najlepszy wynik. Przegrana na własnym stadionie z Adamem Kszczotem trochę smuci? - Wynik, który osiągnąłem na tym etapie przygotowań, gdzie tak na prawdę jesteśmy na początku sezonu, w żaden sposób mnie nie smuci czy dołuje. Gdybym z Adamem przegrywał na mistrzostwach świata, to być może bardziej bym się tym przejął. Póki co staramy się obaj nawzajem motywować także tym, że raz wygrywam ja, raz on. Aktualnie Adam jest w wyśmienitej formie. Ja jeszcze nie trenowałem tempa, a przybiegam 0,3 sekundy za nim, więc jest to bardzo dobry prognostyk przed kolejnymi startami. Najbliższe plany? - Już w niedzielę lecę na kolejny mityng; w Rabacie będę biegał na dystansie 1000 metrów. Potem powrót na kilka dni do kraju i walka o zaliczenie pracy magisterskiej. Następnie kolejne, miesięczne zgrupowanie, tym razem we Francji.