Andrzej Klemba, Interia.pl: W zarządzie PZLA było już szacowane, ilu lekkoatletów ma szansę pojechać do Paryża? Lech Leszczyński, wiceprezes PZLA: - Kilkudziesięciu, ale za wcześnie na dokładną liczbę. Jedno jest pewne, powtórzenie dorobku medalowego z Tokio nie jest może niemożliwe, ale będzie bardzo trudne. Po igrzyskach olimpijskich w Japonii i dziewięciu medalach lekkoatletów, w tym czterech złotych, były mistrzostwa świata w Eugene i Budapeszcie. Liczba zdobytych tam medali - cztery w USA i dwa na Węgrzech - nie wróży nic dobrego. - Do Budapesztu pojechało ponad 60 polskich lekkoatletów i tylko dwoje stanęło na podium. To wydaje się bardzo mało. A są kraje, które wysyłają dwóch sportowców i zdobywają złoto. Taka stała się światowa lekkoatletyka, mocno zdywersyfikowana. Jeszcze niedawno byliśmy królem i królową rzutu młotem, a teraz to Kanada nam to odebrała. A wydawało się, że prędzej zawodnicy z USA i Azji będą rozdawać karty w Budapeszcie. Gdzie jednak można szukać polskich lekkoatletycznych medali w Paryżu? - W sztafetach na 400 metrów. Bronimy złota w drużynie mieszanej, ale wszyscy w Tokio szybko się zorientowali, że w tej konkurencji jest duża szansa na medal. Wystarczy mieć tylko dwóch świetnych biegaczy i dwie świetne biegaczki. Skład naszej sztafety był wtedy optymalny, choć złoto było niespodzianką. A co z innymi koronnymi do niedawna konkurencjami - dysk, kula czy wspomniany młot? - W Europie jesteśmy blisko czołowej trójki, jeśli chodzi o osiągnięcie medalowe. Kiedy jednak dołącza świat, to wśród dwustu reprezentacji zrzeszonych w World Athletics, znajdują się lepsi lekkoatleci. Natalia Kaczmarek na 400 metrów jest na pewno naszą medalową nadzieją i jest też częścią sztafety. W pchnięciu kulą rywale nam odjechali. Konrad Bukowiecki ma problemy zdrowotne. On, a także Michał Haratyk już nie pchają tak jak kiedyś ponad 22 metry i trudno im będzie dostać się nawet do finału. Bez Piotra Małachowskiego rzut dyskiem też nie jest tak silny. Wciąż mam nadzieję na kobiecy rzut młotem. Wierzę, że Anita Włodarczyk wróci do formy, a są jeszcze Malwina Kopron i Ewa Różańska. W Tokio zaskoczył np. Dawid Tomala, który zdobył złoty medal w chodzie. Może znów ktoś sprawi niespodziankę? - Oczywiście, że liczymy też na takie wydarzenia. I Dawid jest dobrym przykładem, bo przecierano oczy ze zdumienia, jak zdobywał złoto na 50 km. Kamila Skolimowska miała 18 lat, kiedy wygrywała mistrzostwo olimpijskie w rzucie młotem w Sydney. Tak na szybko analizuje nasze skoki, rzuty i biegi, ale nie widzę na razie takich kandydatów. Na 800 m i 1500 m nie ma już ani Adama Kszczota czy Marcina Lewandowskiego. A co z młodzieżą? - Jest, ale jeszcze nie na takim wysokim poziomie, by sięgać po medale już w Paryżu czy dojść do finału. Marek Zakrzewski właśnie pobił halowy rekord Europy juniorów na 200 metrów. Jest więc kryzys w polskiej lekkiej atletyce? - To za mocne słowo. Może lepsza byłoby, że to przerwa pokoleniowa albo zmiana ekipy w lekkiej atletyce. Kiedyś też już taką mieliśmy, kiedy kariery kończyły Grażyna Prokopek, Małgosia Pskit i Ania Jesień. Wtedy brakowało nam zawodniczek na 400 metrów. Minęło pół pokolenia i Natalia Kaczmarek jest wicemistrzynią świata, sztafeta wywalczyła srebro olimpijskie, a kolejne medale zdobywamy w mistrzostwach Europy. Rozmawiamy po konferencji, na której ogłosiliście, że mistrzostwa Polski w maratonie odbędą się podczas DOZ Maratonu w Łodzi 28 kwietnia. To będzie już przedostatni weekend, na którym będzie można walczyć o kwalifikację olimpijską. Dlaczego PZLA postawiła na Łódź, a nie Dębno, mekkę polskiego maratonu? - Od kilku lat obserwowaliśmy maraton w Łodzi. Zawsze ktoś z zarządu PZLA był na nim obecny i przyglądał się jak wygląda organizacja. Oferta, którą przedstawili nam organizatorzy, była najlepsza. Kiedy w Łodzi kilka lat temu przyznano mistrzostwa Polski kobiet w maratonie, w zarządzie nie było jednomyślności. Wtedy wygrała głosami 4:3. Teraz nie było wątpliwości. Wszyscy głosowali za tym, by mistrzostwa Polski zarówno kobiet i mężczyzn rozegrać podczas DOZ Maratonu. Bierzemy pod uwagę organizację biegu, komfort startujących, profil trasy pod kątem możliwości uzyskania dobrych wyników, ale także wysokość nagród finansowych. To też istotna sprawa. To jest rok przedolimpijski i w Łodzi jest szybka trasa, co powinno też zachęcić polskich zawodników, by tu wystartować. To będzie właściwie ostatnia szansa ma uzyskania minimum w maratonie lub zdobycie punktów do rankingu. Na razie tylko Aleksandra Lisowska i Angelika Mach uzyskały minimum na start w Paryżu, a dość blisko kwalifikacji na podstawie rankingu jest Aleksandra Brzezińska. Spośród panów jedynie Adam Nowicki w tej chwili ma bilet do Paryża, też na podstawie rankingu. - Z tego co widziałem Ola Brzezińska jest w ciągłym treningu. Ona całkiem niedawno wydłużyła dystans, bo wcześniej startowała na 5000 i 10000 metrów, a także w przełajach. Doszła do maratonu i to jest dobry kierunek. Ma spore szanse, by zakwalifikować się do Paryża [w grudniu 2023 roku zabrakło jej 30 sekund do minimum - przyp. red.]. Może jeszcze Iwonę Bernardelli stać na kwalifikację na podstawie czasu, a resztą może dzięki rankingowi. Wśród mężczyzn minimum jest bardzo wyśrubowane i na poziomie 2:08:10 wydaje się poza zasięgiem Polaków. I właśnie tak, jak Nowicki muszą walczyć o wyjazd do Paryża na podstawie rankingu. Na razie cisza o innych, a w Tokio startowali jeszcze Marcin Chabowski i Arkadiusz Gardzielewski. Jest styczeń i pewnie przygotowują się z myślą o docelowym starcie w Paryżu, ale najpierw trzeba zdobyć punkty do rankingu. Rozmawiał Andrzej Klemba