Przypomnijmy, że sprinterka w trakcie igrzysk w Tokio krytykowała władze sportowe swojego kraju. Została odsunięta od udziału imprezie, a funkcjonariusze próbowali ją zmusić do powrotu na Białoruś. Zgłosiła się na policję na lotnisku i w efekcie nie wyleciała z Japonii. Dzięki szybkiej interwencji polskiej ambasady w Tokio uzyskała wizę humanitarną i uniknęła powrotu do ojczyzny. Początkowo mogła startować tylko w naszym kraju, bo została zawieszona przez światowe władze i musiała odbywać okres karencji, obowiązujący zawsze przy okazji zmiany obywatelstwa. I chociaż w jej przypadku okoliczności były ekstraordynaryjne, World Athletics nie chciał robić żadnych wyjątków. Mimo to Cimanouska się nie poddawała i starała się cały czas utrzymywać doskonałą formę, która pozwoliłaby jej włączyć się do walki o igrzyska olimpijskie w Paryżu. Podczas zeszłorocznych mistrzostw świata zadebiutowała w naszej reprezentacji w dużej imprezie, stanowi mocny punkt sztafety 4x100, choć sama lepiej czuje się na dystansie 200 metrów. Cimanouska nadal nękana. "Piszą do mnie, że nie jestem Polką" Sprinterka cieszy się w Polsce dużą sympatią i już ma spore grono kibiców. Obok Ewy Swobody i Pii Skrzyszowskiej należy do grona najbardziej popularnych sprinterek. Jej otwarty sposób bycia, cała historia związana z krytyką białoruskiego reżimu, a także dobre wyniki sprawiły, że zaczęła pojawiać się w reklamach, udzielać wywiadów i cieszyć się statusem lekkoatletycznej gwiazdy. Jednak, jak przyznała w rozmowie z portalem "Weszło", cały czas znajdują się ludzie, którzy wypominają jej, że nie jest Polką i nie powinna reprezentować nas na igrzyskach olimpijskich. Wcześniej dostawała groźby z Białorusi, które teraz ustały, ale problem nękania w sieci nadal występuje. Sprinterka dodała jednak, że jej zdaniem, większość takich wiadomości pochodzi od internetowych botów. "Otrzymuję takie wiadomości z dziwnych kont, które nie mają żadnych zdjęć czy innych wpisów. Więc może ktoś specjalnie tak robi, myśląc, że mnie zdenerwuje" - zauważyła. Rodzina na Białorusi miała problemy. Wszystko przez propagandę Po uciecze z kraju w białoruskich mediach pojawiło się wiele obraźliwych uwag pod adresem sprinterki. Zawodniczka nie ukrywa, że jej bliscy spotykali się z różnymi problemami z tego powodu i musieli trochę wycierpieć w związku z tamtejszą propagandą. "Rodzina i znajomi wiedzą, że to nieprawda, co mówią o mnie na Białorusi. Z ich strony nigdy nie miałam z tym problemu. Ale moja mama pracuje w banku w małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają. Niektórzy ludzie przychodzili do niej i mówili, że jestem nienormalna i zrobiłam coś złego. Nie jest to miłe z ich strony, bo nie wiedzą, co dzieje się w moim życiu i co wydarzyło się w Tokio. Powiedziałam mamie, żeby nie zwracała uwagi na to, co mówią ludzie. Oni znają sprawę tylko z telewizji, a tam mówili że jestem nienormalna, że muszę trafić do szpitala psychiatrycznego" - mówiła w wywiadzie dla "Weszło". Podobne zarzuty podniósł zresztą jej dawny trener, sugerując, że odstawienie jej od startu w Tokio mogło nawet uratować jej życie, bo była w bardzo złym stanie psychicznym. Na szczęście na międzynarodowej arenie jest już skończony, bo dostał długoletnie zawieszenie.