Sport masowy stał się na tyle modny, że wraz z chęcią bycia w formie, w kalendarzu jak grzyby po deszczu wyrastały kolejne biegi, wyścigi rowerowe lub zawody triathlonowe. Część z nich to naprawdę imprezy nie tylko na wysokim sportowym poziomie, ale również dopięte przez organizatorów na ostatni guzik. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, ile faktycznie czasu i przede wszystkim pieniędzy kosztuje zorganizowanie biegu masowego na kilka tysięcy uczestników. Zawodnicy szykują formę, w głowie zakładają cel, czatują podczas bitwy o pakiety startowe, które rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, często błagają na forach o odsprzedanie pakietu, wydając na to kolejne pieniądze ze swojego domowego budżetu. Aby stanąć na starcie, potrzebny jest też nocleg. Turystyka biegowa naprawdę rozwinęła się w ostatnich latach i bieg tuż za rogiem przestał dostarczać takiej frajdy jak wyjazd, nawet zagraniczny. Dla wielu to tylko koszulka, gadżet od sponsora zawodów w postaci batonika, wody lub żelu energetycznego, a na mecie wyczekiwany medal. W praktyce każde zawody wiążą się z pokryciem olbrzymich kosztów. Setki tysięcy złotych w plecy Pandemia koronawirusa wywołała ogromne zamieszanie w kalendarzach startowych. Nagle wszystkie wiosenne zawody zostały odwołane lub przełożone na inny termin. Jeśli ktoś od roku przygotowywał się do jednej imprezy, zapłacił za pakiet, zaplanował urlop i zarezerwował noclegi, faktycznie mógł dostać białej gorączki. Z drugiej strony sprawa wygląda jednak znacznie bardziej dramatycznie. Pieniądze wydane. Niby z czego organizator ma oddać pieniądze za niewykonaną usługę? - Straty są ogromne i wielu organizatorów tego nie wytrzyma. Brałem udział w wideokonferencji organizatorów największych maratonów i półmaratonów, podczas której panowało przerażenie całą sytuacją. Co mają powiedzieć inicjatorzy ultramaratonów, gdzie 80% budżetu to opłaty startowe? Zazwyczaj umowy podpisuje się pół roku wcześniej. Wtedy też wpłaca się zadatki. Wypowiadając się pod kątem imprezy, którą zwykle organizuję w maju (Ultraroztocze - przyp. red.), zamknęliśmy zapisy, czyli nie mamy nowych uczestników, co wiąże się z brakiem wpływów. Zostały już zamówione praktycznie wszystkie świadczenia: pakiety startowe, medale, usługa pomiaru czasu, catering, zabezpieczenie medyczne, scena, nagłośnienie oraz noclegi dla organizatorów i wolontariuszy. Z wszystkimi podwykonawcami mamy już podpisane umowy. Zapłaciliśmy też za większość zamówień. Tak szybko licząc, to 100 tysięcy złotych w plecy! - powiedział Sławomir Konopka - prezes Fundacji na Ratunek i organizator kilku imprez w biegach górskich. Biegi uliczne to osobna bajka. Każde zawody mają swoją specyfikę. Samo wynajęcie usługi pomiaru czasu, licząc tylko 1000 zawodników i jeden punkt kontrolny na trasie, to koszt rzędu około 6000 złotych. Oprócz innych świadczeń trzeba też uzyskać niezbędne zgody i zapewnić bezpieczeństwo. - Na naszych listach startowych widnieje 1000 nazwisk, a przygotowania były uwzględnione pod 1200 osób, bo tyle z pewnością by się znalazło. Tych pieniędzy nie odzyskamy, a prawdziwy problem pojawi się w momencie, kiedy zawodnicy zaczną upominać się o stuprocentowy zwrot kosztów. Niby mamy w regulaminie zapis o zwrotach, ale nie uwzględnia on takiej okoliczności jak ta. Taki punkt znajdzie się w roku następnym, ale ten będzie bardzo ciężki i wielu niestety sobie nie poradzi - dodał Konopka. To kontuzja, a nie koronawirus Ultraroztocze to zawody przewidziane na środek maja. Wciąż jest zatem nadzieja na ich rozegranie. Na malowniczych terenowych trasach co roku biegacze zmagali się z dystansami od 10 do 120 km. Na ten moment pozostało oczekiwanie, czy wirus zgaśnie, a wszystko znów wróci do normy. Mimo wszystko biegacze już teraz upominają się o swoje. Wieść o koronawirusie jest tożsama z wiadomościami dotyczącymi rezygnacji ze startu i nagłymi "kontuzjami", wiążącymi się z prośbą o zwrot pieniędzy. "Dzień dobry, niestety z powodu kontuzji jestem zmuszony zrezygnować z biegu na dystansie 60 km. W związku z tym mam pytanie, w jaki sposób rozwiązać ten problem i wycofać pieniądze z możliwie jak najmniejszą stratą", "z przykrością muszę zrezygnować z uczestnictwa w biegu. Koronawirus zmieni zapewne wasze plany na maj. Bardzo proszę o zwrot 100% opłaty startowej", "chciałem zrezygnować z biegu nie ze względu na wirusa. Proszę o zwrot pełnej opłaty startowej" - piszą zawodnicy. Jak przyznaje Sławomir Konopka, nie można się ubezpieczyć na taką okoliczność. Ratują go jedynie inne imprezy, które również organizuje. - Na początku roku znalazłem brokera w Anglii, który mógłby ubezpieczyć nas przed takimi przypadkami. Problem był jednak w tym, że cena była na poziomie 50% wartości imprezy - wyznał organizator zawodów. Podobnego zdania jest Dariusz Kaczmarski - trener AZS AWF Kraków Masters, odpowiedzialny za elitę 19. PZU Cracovia Maraton. Ten bieg nie odbędzie się w terminie. Zamiast w kwietniu, biegacze wystartują 8 listopada. - Nigdy takiej sytuacji nie było, więc brak tego typu produktu na rynku ubezpieczeniowym. To zaskoczyło wszystkich. Nie mamy dobrze przygotowanych uregulowań prawnych. To bolesna nauka. Nikt nie wie, jak sytuacja się zakończy, ale środowisko poniesie bardzo duże starty, również w kwestii klientów, którzy mają od teraz bolesne doświadczenia - odniósł się do sytuacji Kaczmarski. Status usługi: niewykonana Na liście startowej 19. PZU Cracovia Maratonu widnieje aktualnie 5230 osób. W pierwszym terminie koszt wzięcia udziału w biegu wynosił 90 złotych. Potem kolejno 120 i 150 złotych. Biorąc pod uwagę najniższą kwotę, na koncie organizatorów znalazło się prawie pół miliona złotych. Pod uwagę wzięto tylko liczbę maratończyków. Są jeszcze imprezy towarzyszące, jak maraton na rolkach. To jednak spore przedsięwzięcie. W tym przypadku zawodnicy biegną ulicami miasta, jest ich znacznie więcej. Fakt, że impreza miała odbyć się w przyszłym miesiącu, sprawił, że wszystko zostało już opłacone. - Kwestie finansowania są zależne od konkretnej imprezy. Niektóre są oparte o finansowanie sponsorów, a inne mogą liczyć na wsparcie miasta lub województwa. To ogromny kłopot, bo przecież nikt nie przewidział takiego obrotu sprawy. Nikt też nie jest ubezpieczony na taką ewentualność, która zdarzyła się pierwszy raz. Organizatorzy borykają się z ogromnym bólem głowy. Trzeba mieć na uwadze, że przedpłaty za start można dokonać już nawet rok wcześniej. Jeśli zaś nie doszło do wykonania usługi, w życiu codziennym zwykle zwraca się pieniądze. Tego przypadku nie regulują jednak żadne przepisy - tłumaczył Interii trener AZS AWF Kraków Masters. Organizatorem krakowskiego maratonu jest Zarząd Infrastruktury Sportowej w Krakowie. Prywatni inicjatorzy sportowych rywalizacji są w znacznie większym potrzasku. - Część zdecydowała się zwracać pieniądze, ale są to raczej te biegi, które są finansowane ze środków publicznych i mogą sobie na to pozwolić. Jeśli zaś ktoś organizuje zawody jako mały klub sportowy lub stowarzyszenie i już kupił medale, wydał te pieniądze, nawet nie ma środków, żeby te pieniądze zwrócić. Większość imprez tego typu w Polsce jest niedochodowych. Imprezy masowe są bardzo mało branżowe, więc nie mają raczej środków, aby to wszystko finansować. To problem dla organizatorów, uczestników, dla miasta oraz sponsorów - stwierdził maratończyk. Biegowa jesień. Problem numer dwa Opcje są dwie - podjęcie decyzji o odwołaniu danych zawodów lub przeniesienie ich na inny termin. Sezon zaczyna się na wiosnę i kończy jesienią. W tym przypadku najbardziej pewne są miesiące jesienne, ale w tych terminach są już przecież zaplanowane inne imprezy. - Mając na uwadze taki bieg, jak 19. PZU Cracovia Maraton z odznaką Silver Label, wydarzenie trzeba dopasować do kalendarza w Polsce i na świecie. Na wybór terminu wpłynął fakt, że Polska organizuje w tym roku mistrzostwa świata w półmaratonie, które również zostały przeniesione na jesień. Do ona była priorytetowa i inne imprezy musiały zostać dopasowane z uwzględnieniem World Athletics. Przenosząc bieg na jesień, trzeba było mieć również na uwadze te zawody, które już są zaplanowane na jesień, czyli maratony w Warszawie oraz w Poznaniu - dodał Kaczmarski. Dublujące się terminy to kolejny problem. Jeśli organizatorzy nie spotkają się z wyrozumiałością uczestników, ta działka przemysłu rozrywki popadnie w spore tarapaty. - Nie wiem, czy przeniesienie wszystkich imprez na jesień to dobry pomysł. Z drugiej strony są już podpisane kontrakty, więc organizatorzy muszą to zrobić. Może dojść nawet do bardzo poważnych problemów natury prawnej. Nie da się sprzedać koszulek lub medali. Jeśli mowa o małym klubie, który nie ma działalności gospodarczej, nie da się zarobić, organizując inną imprezę - zakończył rozmowę Dariusz Kaczmarski, który sam na swoim koncie ma kilkadziesiąt przebiegniętych maratonów. Aleksandra Bazułka