12,67 s - to był czas Klaudii Wojtunik 10 dni, w mityngu w Atenach. Gdyby został osiągnięty przy wietrze wiejącym w plecy z maksymalną mocą 2 m/s, płotkarkę AZS Łódź byłaby już pewna startu w Paryżu. Wiało jednak odrobinę za mocno, 2,2 m/s, więc formalnie kwalifikacji nie dał. Pozwolił jednak mocno awansować w światowym rankingu, na pozycję "nad kreską" w kontekście występu olimpijskiego, ale kropkę nad i miała postawić właśnie w Bydgoszczy. Klaudia Wojtunik w pogoni za Pią Skrzyszowską. Bieg za znakomitą rodaczką mógł tylko pomóc Gdy w niedzielę w Poznaniu zajęła drugą pozycję w Memoriale Czesława Cybulskiego (bardzo dobre 12,87 s w biegu eliminacyjnym), była pełna optymizmu. - Minimum to dla mnie to życiówka, a co dalej, to zależy od warunków pogodowych. Chcę zrobi tę kwalifikację do Paryża, ale też nie będę nakładała na siebie presji. Jestem jednak gotowa, by uczynić to już w eliminacjach - zapewniała w rozmowie z Interią. Problemy, ale to dla wszystkich płotkarek, zaczęły się jeszcze przed startem - znów zawiodła pogoda. Tak jak w czwartek wieczorem, gdy porywisty momentami wiatr utrudniał zmagania w sprintach, a Dominikowi Kopciowi być może zabrał szansę olimpijskiej kwalifikacji, mimo tytułu na 100 metrów. Znów mocno wiało, znów w twarz na ostatniej prostej, a biegnący chwilę wcześniej na 200 m Marek Zakrzewski mówił o "ścianie na całej prostej". To zaś nie są warunki, które sprzyjają biciu rekordów czy osiąganiu kalifikacji "last minute". Potworny błąd reprezentantki Polski, praktycznie się zatrzymała. To może być kres marzeń Mimo wszystko Klaudia Wojtunik miała za zadanie awansować do wieczornego finału, a w nim pobiec za Pią Skrzyszowską, napędzić się by - być może w lepszych warunkach - powalczyć o czas poniżej 12,78 s. I zapewnić sobie miejsce w Paryżu. Świetnie wyszła z bloków, nie musiała wcale biec na maksimum swoich możliwości, gdy nagle na trzecim płotku popełniła fatalny błąd. Zahaczyła mocno o niego nogą zakroczną, niemal stanęła, straciła całą prędkość, "z miejsca" pokonała czwarty płotek. Minęły ją wszystkie rywalki, z Adrianną Sułek-Schubert, wieloboistką. Próbowała walczyć, ale ta walka była skazana na niepowodzenie. Do mety dobiegła ostatnia, czas 14.31 s nie zostawiał złudzeń. Szybsza o trzy setne była nawet Sułek-Schubert. Nic dziwnego, że Wojtunik zakryła twarz rękami, przeżywała to, co się stało. Brak medalu w finale, przy szybkim biegu, może pogrążyć Wojtunik w kontekście olimpijskiej szansy, bo większość krajów ma teraz swoje mistrzostwa, będące też szansami kwalifikacyjnymi. Wszystko okaże się w niedzielę, Polka miała tylko cztery pozycje zapasu. Choć może jeszcze zdecyduje się na jakiś start, by uzyskać minimum, ma na to dwa dni... W finale pobiegną za to m.in. Pia Skrzyszowska (znakomity bieg w eliminacjach, 12,85 s mimo przeciwnego wiatru), ale też: Marika Majewska, Klaudia Siciarz czy Alicja Sielska. Walka o medale w piątek o godz. 20.50.