Jeszcze na początku miesiąca, gdy Maria Andrejczyk wygrywała w konkursie rzutu oszczepem w Finlandii, wydawało się, że trapiona kontuzjami lekkoatletka wreszcie wychodzi na prostą. Wynik optymistycznie nastrajał przede wszystkim przed zbliżającymi się mistrzostwami świata w Eugene. Zawody rozpoczną się 15 lipca i potrwają przez dziewięć dni. Polka chce wziąć w nich udział, lecz nie liczy na satysfakcjonujący wynik. Co więcej, niewykluczone, że tuż po zakończeniu turnieju może ogłosić koniec swojego sezonu. Wszystko przez problemy zdrowotne, które nie dają spokoju. Nieprzyjemne kulisy rozstania Andrejczyk z trenerem. "Zabrakło dużej klasy" Poważne problemy zdrowotne Marii Andrejczyk. To może być dla niej koniec sezonu W rozmowie z WP Sportowymi Faktami Andrejczyk sama przyznaje, że obecnie nie jest w wymarzonej dyspozycji. Mimo to nie chce rezygnować z wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Weźmie udział w MŚ, by - jak podkreśla - "walczyć i nie stracić czucia wielkiej imprezy". Gdyby zrobiła sobie dłuższą przerwę, wiązałoby się to z trudniejszym powrotem do startów. Sportsmenka w szczegółach opowiada o swoich problemach zdrowotnych. Są one poważne. Nie ma zamiaru się poddawać, choć los wciąż rzuca jej kłody pod nogi. Na mistrzostwach Polski musiała występować "na tak mocnych środkach przeciwbólowych, że praktycznie w ogóle nie czuła ręki". A w Finlandii co prawda wygrała, lecz w dwóch próbach uzyskała zaledwie 57,53 metra. "To smutne, bo wiem ile pracy włożyłam w tym roku w trening" - komentuje. Niewykluczone zatem, że zawodami w Eugene zakończy sezon. "Bark jest w dość kiepskim stanie, (...) prawdopodobnie niedługo przejdę zabieg czyszczenia stawu. Na razie jednak o tym nie myślę, najważniejsze są mistrzostwa świata i po nich będziemy podejmować decyzje" - mówi. Jest przyzwyczajona do tego, że często odczuwa ból, zresztą zawodowy sport często właśnie z tym się wiąże. Ale mimo to czuje frustrację. Zwłaszcza, że tak dużo pracy wkłada w treningi i przygotowania do startów. Dlatego planuje przerwę. Maria Andrejczyk po zmianie trenera: Dla mnie to uwolnienie