Nazwisko Kobielskiego w kontekście złamania przepisów dopingowych pojawiło się jakiś czas temu. Lekkoatleta jednak stanowczo zaprzeczał swojej winie, wydał w tej sprawie nawet specjalne oświadczenie. We wtorek najpierw zawodnik uczestniczył ślubowaniu olimpijskim, a potem przyszło oficjalne potwierdzenie, że Polak został tymczasowo zawieszony po wykryciu w jego organizmie niedozwolonej substancji, o czym poinformował Athletics Integrity Unit. "AIU tymczasowo zawiesiło Norberta Kobielskiego ze względu na obecność/stosowanie substancji zabronionych pentedronu/norefedryny" - napisano w komunikacie. W przypadku Kobielskiego chodzi o test wykonany 26 maja podczas Festiwalu Skoków w Opolu. Kobielski w Spale i Ostrawie miał wynik negatywny, a w Opolu pozytywny "Powiedzcie mi, jak to jest kur... możliwe, że trzy dni wcześniej na zgrupowaniu w Spale miałem pobieraną krew i mocz, i wszystko wyszło negatywnie? A dwa dni później w Ostrawie również?" - zastanawia się skoczek wzwyż w rozmowie ze sport.tvp.pl. Dla niego to jest tym bardziej dziwne, że na zawodach w Opolu był z rodziną. Według Kobielskiego substancji nie ma liście jasno zabronionych, a z prawnikiem ustalił, że można ją uznać za tzw. progową - gdzie trzeba przekroczyć pewien poziom stężenia, a tego miał nie zrobić - albo bezprogową, której w ogóle nie może być, w zależności od jej klasyfikacji. "To śmierdzi na kilometr" - ocenił lekkoatleta. Przekazał również, że Opole, które organizowało te zawody, nie dostało żadnej informacji, że podczas nich ktoś przekroczył przepisy antydopingowe, a gdy pojawiły się pierwsze medialne informacje w tej sprawie, to sami wysłali zapytanie w tej sprawie. I otrzymali odpowiedź od koordynatora do spraw dopingu przy European Athletics, że z "przyjemnością mogą stwierdzić, że próbki pobrane na waszych zawodach są negatywne". Potem jednak miało się okazać, że ten e-mail był... efektem pomyłki. Tak więc ma czas do 25 lipca, aby wyjaśnić "co to jest i skąd się wzięło". Kobielski będzie walczył o swoje dobre imię Skoczek wzwyż wpłacił już pieniądze (1000 euro), aby AIU przekazała mu komplet dokumentów laboratoryjnych w tej sprawie, i zamierza skontaktować się z chemikiem. Równocześnie zamierza złożyć wniosek do Trybunału Arbitrażowego do spraw Sportu (CAS). "Jestem rozbity. Myślę o igrzyskach, to moje wielkie marzenie. Teraz jednak może kojarzyć mi się z najgorszymi chwilami w życiu" - mówił w sport.tvp.pl. Tym bardziej, że już raz był karany po wykryciu w jego organizmie w 2020 roku zabronionej używki. Długo walczył o oczyszczenie z zarzutów i ostatecznie sprawa zakończyła się na trzech miesiącach dyskwalifikacji po dowiedzeniu przez niego, że środek nie wpłynął na jego formę sportową. Teraz grozi mu nawet czteroletnia dyskwalifikacja. "Niemniej, teraz nie należy mi się żadna kara. Uważam, że to jest błąd po stronie kontroli" - tłumaczył. "Będę walczył o oczyszczenie mojego dobrego imienia i to ja oczekuję wyjaśnień, dlaczego w tak poważnych organach panuje taka dezinformacja. To skandal, jak zostałem potraktowany" - zakończył.