Kosmiczny rekord świata, ale polski mistrz jest oburzony. "Coś tu jest nie halo"
Nie tak chyba powinien wyglądać profesjonalny sport. W Stanach Zjednoczonych zebrała się grupa dyskoboli, którzy niczym łowcy burz, polują na silne wiatry, by uzyskiwać jak najlepsze wyniki w rzucie dyskiem. W ten sposób w miejscowości Ramona (Oklahoma) byliśmy świadkami niezwykłego konkursu w ramach Oklahoma Throw Series". Sześciu zawodników przekroczyło w nim granicę 70 metrów, a Mykolas Alekna złamał - jako pierwszy w historii - granicę 75 metrów. Ostro te zawody skrytykował w rozmowie z Interia Sport Piotr Małachowski, dwukrotny wicemistrz olimpijski, były mistrz świata i były mistrz Europy, a także aktualny rekordzista Polski (71,84 m - przyp. TK).

Zawody w miejscowości Ramona były osobliwym wydarzeniem. Przy silnym wietrze rzucano w szczerym polu, ale konkurs był w kalendarzu World Athletics. Teraz pozostaje tylko wierzyć w to, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami, co wcale nie musi być takie oczywiste.
Mykolas Alekna, 22-letni wicemistrz olimpijski z Paryża, najpierw o 54 centymetry poprawił własny rekord świata, rzucając 74,89 m. W ostatniej serii Litwin rzucił 75,56 m, zostając pierwszym człowiekiem w historii rzutu dyskiem, który złamał granicę 75 m. To oczywiście jest - jeśli zostanie ratyfikowany - nowy rekord świata.
Kosmiczny rekord świata w rzucie dyskiem. Piotr Małachowski: dla mnie jest on bezwartościowy
W sumie sześciu zawodników przekroczyło granicę 70 m, a kilku z nich biło wyraźnie swoje rekordy życiowe.
- Fajnie, że takie zawody są organizowane, ale niestety warunki nie są adekwatne do tego, co się dzieje na stadionie, gdzie zazwyczaj odbywa się rywalizacja. Nie ma tam takich wyników powyżej 71-72 metrów. Rzucanie w takich wietrznych warunkach i w szczerym polu, których nikt tak naprawdę nie ogląda, wypacza jednak wyniki. Oczywiście nie ujmuję nic chłopakom, bo żeby rzucić prawie 76 m nawet w takich warunkach, to trzeba być bardzo dobrze przygotowanym. Trzeba też umieć wykorzystać takie warunki, czego ja nigdy nie potrafiłem. Dla mnie ten rekord świata, jeśli mam być szczery, jest bezwartościowy - powiedział w rozmowie z Interia Sport Piotr Małachowski, dwukrotny wicemistrz olimpijski, były mistrz świata i były mistrz Europy, a także aktualny rekordzista Polski (71,84 m - przyp. TK), który obecnie jest jednym z dyrektorów Silesia Diamentowa Liga - Memoriału Kamili Skolimowskiej.
Nasz znakomity przed laty dyskobol zauważył, że zawody w Oklahomie przypominają trochę działania łowców burz, tylko tutaj lekkoatleci czekają na odpowiedni wiatr.
Coś jednak jest nie tak, jeśli Lawrence Okoye, którzy na zawodach rzuca 62-64 metry, teraz pokonał granicę 70 m, poprawiając rekord życiowy o ponad 2,5 m. A przecież najlepsze lata ma za sobą. Sam Mattis w zawodach rzuca 66-67 m, a teraz rzucił ponad 71 m. To już mówi wiele, że coś tutaj jest nie halo. Może jeśli chcą się tak bawić, to warto zrobić właśnie tam mistrzostwa świata w rzutach. A tak przyjechała garstka najlepszych chłopaków, którzy mają zaplecze finansowe i świetnie się tam bawią
W sprintach, czy skokach w dal nie uznaje się rekordów, jeśli prędkość wiatru przekracza 2 m/s. Może zatem w rzutach też należałoby wprowadzić taką zasadę. Zwłaszcza w rzucie dyskiem i rzucie oszczepem, które są najbardziej czułe na warunki.
- Może to nie byłoby potrzebne, ale należałoby się zastanowić, czy nie wprowadzić zapisu, gdzie takie rekordy mogą padać. Inaczej przecież rzuca się na stadionie, a inaczej w szczerym polu. Ważna powinna być też klasa zawodów - mówił Małachowski.
"Zabijają rzut dyskiem"
On sam rekord życiowy ustanawiał na otwartym stadionie, ale w zawodach wysokiej klasy.
- Gdyby ktoś przyjechał do mnie na trening do Spały przed igrzyskami w Londynie, gdzie zerwałem biceps, to też mielibyśmy nowy rekord Polski. Kogo jednak interesowałby rekord rzucony w polu. Rzuty nie są dobrze traktowane w świecie lekkoatletycznym. Zawsze jesteśmy problemem. Jeśli teraz pokazujemy, że potrafimy dobrze i daleko rzucać tylko w polu, to przestaną nam organizować zawody na stadionie w imprezach wyższej klasy. Jeśli chcemy bić rekordy, który nikt nie widzi, a nie pokazywać się szerokiej publiczności, to przepraszam, ale strzelamy sobie w kolano - zauważył 41-latek.
Takie zawody wypaczają też kwalifikacje do mistrzostw świata. W tej chwili minimum na Tokio, wynoszące aż 67,50 m, wypełniło już 18 dyskoboli, w tym 13 w zawodach w Ramonie.
- Minimum kwalifikacyjne na poziomie 67,5 m daje medal w mistrzowskich zawodach, a na pewno miejsce w szóstce. Skoro ustalamy minimum na tak wysokim poziomie, to z tego robią się problemy. Zawodnicy szukają śmiesznych punktów, by być w "33" w rankingu i jeżdżą po zawodach, w których nagle zaczynają padać cudowne wyniki. To wypacza sportową rywalizację, bo taki dyskobol jedzie na igrzyska, czy mistrzostwa świata i nagle rzuca 59 m. To jest bez sensu. Boli mnie, kiedy zawodnicy, którzy regularnie rzucają o wiele bliżej, na jednych wietrznych zawodach robią takie wyniki. Później taki Oskar Stachnik nie może jechać na zawody, bo ma słabszą życiówkę, ale w normalnych warunkach ogrywa tych zawodników, którym pomagał wiatr. I to jest porażka. Ja jako dyrektor zawodów też wolę dyskobola, który rzuca 70 m, a nie 64 m. To wypacza zdrową rywalizację. Tym bardziej, że to nie były zawody dla wszystkich - powiedział Małachowski.
Nasz medalista olimpijski nie ma też pewności, czy pole, na którym urządzono festiwal dalekich rzutów, było równe.
- Pamiętam takie zawody, na których Iwan Tichon bił rekord świata Jurija Siedycha w rzucie młotem i to z trzech, a nie z czterech obrotów. Nagle okazało się, że pomiędzy kołem a rekordowym rzutem był metrowy spadek. I to jest słabe. Moim zdaniem, ci którzy rzucali w Ramonie, nie zdają sobie sprawy z tego, że zabijają swoją konkurencję - zakończył.
Zobacz również:
- Nagły koniec kariery, polska olimpijka cała w emocjach. "Ile razy można upadać?"
- W Tokio przybiegła za Sułek, teraz rzuca wyzwanie Bukowieckiej. Rekord o ponad sekundę
- Bukowiecki szybko wyjaśnił sprawę w Chinach. Wystarczyły mu trzy serie
- Gigantyczna sensacja z udziałem rekordzistki świata. Ostatni element układanki


