- 4. Cracovia Maraton już za nami. Jak z perspektywy tych kilku dni na chłodno oceni Pan tę imprezę? - Jeżeli chodzi o rozmiar, to impreza na pewno przerosła nasze oczekiwania. Jeszcze na kilka dni przed startem nic nie wskazywało na to, że w maratonie wystartuje ponad 1600 osób i to jest na pewno duży sukces frekwencyjny. Ponadto, wszyscy uczestnicy maratonu mogli poznać cały Kraków. Mam wiele bardzo dobrych świadectw tego, jak ludzie biegali, bratali się z kibicami w różnych punktach Krakowa, jak witali ich proboszczowie różnych parafii. Piękny był ten tłum, gdy biegł na Błoniach i widać było, że maraton naprawdę nam urósł. To mnie niesamowicie cieszy i jest to budujące. W sumie mieliśmy ponad 500 uczestników z zagranicy, a to też jest wielkie osiągnięcie. - Muszę oczywiście pamiętać też o zgrzycie, który zdominował informacje po maratonie. Mam tu na myśli niedopatrzenie organizacyjne, za które biorę pełną odpowiedzialność. Chodzi o brak odpowiedniego oznakowania trasy i to w punkcie krytycznym, tuż przed metą. Po pomyleniu drogi przez Piotra Gładkiego miały miejsce chaotyczne próby naprawienia błędu, co spowodowało, że jeszcze paru zawodników pobiegło złą trasą. Po wyprostowaniu tego błędu pozostał jednak pewien niesmak. Straciliśmy możliwość osiągnięcia przez zawodnika bardzo dobrego wyniku, bo Cracovia Maraton od soboty kojarzyłby się z niezłym wynikiem zwycięzcy. Jednak jak sobie sięgam pamięcią, to nawet maraton nowojorski zaliczył tego typu wpadkę. W Poznaniu biegacze kiedyś biegli za ambulansem, we Wrocławiu też doszło do zmylenia trasy, w Warszawie również. To nie jest jakieś usprawiedliwianie się, ale można powiedzieć, że jest to taka choroba wieku dziecięcego każdego maratonu, obojętnie czy ma dwa, trzy czy pięć lat. Taka impreza ma wtedy jeszcze krótką historię i trzeba nad nią jeszcze dużo popracować. - Panie Robercie. Stajemy na starcie, na Błoniach. Kibice oraz biegacze podkreślają na forum INTERIA.PL, że lepszy byłby start z Rynku. Czy zgadza się Pan z tą opinią? - Jeżeli mielibyśmy start z Rynku, to być może byłby on ciekawszy pod względem tła historycznego. Natomiast ta liczba maratończyków, która startowała w tym roku pokazała, że na zebranie takiej liczby ludzi w jednym miejscu, Rynek jest za mały. Przecież trzeba tym ludziom zapewnić miejsce do rozgrzewki, do przydzielenia numerów, miejsca na szatnie i toalety. To jest coś niesamowicie skomplikowanego. Maraton rośnie i potrzebuje dużej przestrzeni. Wielkie maratony startują z olbrzymich mostów i parków. Po poprzednich edycjach, w których startowano z Rynku, dobiegały do mnie głosy, że jest ciasno, że jest za dużo kręcenia, że jest bruk, że są potrącenia. Na Błoniach za to można się pięknie rozpędzić i rozpocząć bieg w pełnym komforcie. - OK. W takim razie wystartowaliśmy i zaczęły się dla mieszkańców kłopoty komunikacyjne. "Trzynastokilometrowy odcinek z pracy do domu przejechałem w ciągu 1 godz.35 min. Korki były większe niż pamiętnej środy, kiedy to spadło 2cm śniegu - czy ktoś za to odpowie?" - napisał jeden z internautów. - Trudno się nie zgodzić, że ktoś jechał 13 km w półtorej godziny. Proszę zauważyć, że policja i władze miejskie komunikowały o tym, co będzie się działo. My mamy w sobie coś takiego, że nie staramy się słuchać komunikatów, które mówią o zamkniętych ulicach lub objazdach. Mówimy sobie wtedy: "Jedziemy, może się uda!" Na tej zasadzie wiele osób wpadło w pułapkę. W niedzielę rozmawiałem z moich przyjacielem, który niedaleko trasy ma punkt handlowy. Powiedział mi: "Wiedziałem, że jest maraton, ale jakoś nie starałem się zrozumieć, którędy mam jechać, co mam zrobić, aby nie wpaść w korek". Słuchanie komunikatów i reagowanie na nie musi wejść nam w krew. Wielkie miasta, w dalece wyższym stopniu są zamykane niż Kraków i nie wywołuje to tak wielkich emocji. W Polsce każda impreza biegowa, która odbywa się w mieście traktowana jest jako fanaberia organizatora, a nie jako coś istotnego dla całego miasta. - Czyli widać, że moda na sport w Polsce wciąż nie istnieje. A co więcej nie ma wyrozumiałości dla sportowców. - Tak, nie ma solidarności ze sportem. Kiedy wsiadam do samochodu i przed chwilą grałem w piłkę, to już nie jestem sportowcem, ale kierowcą i klnę na biegaczy na czym świat stoi. - Panie Robercie. Miałem zaszczyt wręczać nagrody zwyciężczyniom maratonu. Byłem wręcz zszokowany tym, że dziewczyny były wyczerpane do tego stopnia, że nie miały sił uścisnąć ręki. Czy pana zdaniem kobiety powinny startować w takich imprezach? - Jeszcze około 30 lat temu twierdzono, że kobieta nie jest w stanie przebiec maratonu. Kobiety jednak same starają się dołączać do grona mężczyzn i pokonywać takie same dystanse. Fizjologicznie jest to możliwe, co pokazują nasze panie. Ciągle jeszcze zawodniczki startujące w Cracovia Maraton - w niczym im nie umniejszając - to nie są osoby, które są zawodowymi biegaczkami. Janina Malska, która wygrała nasz maraton, miesiąc wcześniej biegała w innym maratonie, czyli to było trochę za dużo. Gdyby była zawodowcem, powinna kolejny maraton pobiec za pół roku. - Trzeba też powiedzieć, że w ekstremalnych warunkach, kiedy jest bardzo gorąco, albo jak było u nas, czyli bardzo zimno, to bieganie i ten wysiłek pozostawiają bardzo szczególny ślad. - Mimo wysiłku biegaczy, zimna, padającego deszczu oraz organizacyjnej wpadki, można było dostrzec na Rynku atmosferę przyjaźni. Starsi i młodzi biegacze zawierali przyjaźnie, dyskutowali o biegu oraz planowali kolejne starty. Czy Pan jako organizator czuł tę jedność wśród zawodników? - Absolutnie tak. Właśnie dla tej jedności, dla tej radości, dla tych pięknych gestów warto kontynuować tę przygodę. Mówiłem już o świadectwach ludzi, którzy fantastycznie się bawili, mieli wspaniałe doświadczenia, to jest naprawdę coś niesamowitego. Spotkałem się z zarzutem, że byłem na Rynku i nawet komuś ręki nie podałem, albo mówiono, że było tak dobrze, ale? ktoś tam został zignorowany. Drodzy Państwo biegacze. Jest to absolutnie niemożliwe. Starałem się, staraliśmy się wszyscy być z wami wszystkimi, rozwiązywać na bieżąco problemy, których jednak było nie mało. Myślę, że czas na spotkania czy rozmowy jeszcze na pewno przyjdzie. - Tu w Krakowie było święto biegaczy amatorów. Wiem, że liczba zadowolonych z biegania, z własnego wyniku czy też z trasy była zdecydowanie wyższa od tych, którzy byli zawiedzeni. Dla tych ludzi warto robić ten maraton, ale nawet dla tych niezadowolonych, aby pokazać, że można zrobić coś lepiej. - Co dobrego wniósł maraton dla miasta Krakowa i ludzi w nim mieszkających? - Dla miasta wniósł znakomitą identyfikację ze sportem i z ruchem. Kraków i Cracovia Maraton zaistniał na wielu zagranicznych stronach i forach internetowych. Pokazaliśmy też, że Kraków jest atrakcyjnym i magicznym miastem, jeśli chodzi o liczbę zapisujących się do maratonu ludzi. Ten maraton ma prawo bytu nie tylko jako wydarzenie sportowe, ale również jako wydarzenie społeczne. Uważam, że jeśli chodzi o nową trasę, pomijając wszystkie komplikacje komunikacyjne, których nie bagatelizuję, ale również nie demonizuję, to maraton pokazał aspekt jedności Krakowa z Nową Hutą, co też było bardzo istotne. - Za rok odbędzie się jubileuszowy - już piąty Cracovia Maraton. Jakie ma Pan marzenia związane z przyszłoroczną impreza? - Pierwsze marzenie to na pewno bardzo wysoka frekwencja, która przekroczyłaby liczbę tegorocznych uczestników. - O jakiej liczbie Pan marzy? - Gdybyśmy osiągnęli ponad 2000 ludzi uczestniczących w maratonie byłbym zadowolony. Ważniejsza od frekwencji jest pełna satysfakcja każdego maratończyka pod każdym względem. Chciałbym, aby jubileuszowy maraton był świętem, który nie pozostawi żadnych wątpliwości co do tego, ze maraton jest potrzebny miastu, że maratończycy są potrzebni miastu, jak również miasto jest gościnne i przyjemne dla maratończyków. Jest tu na pewno wiele pracy do wykonania i to obojętnie czy te prace będę wykonywał ja, jako dyrektor maratonu, czy będzie to robił ktokolwiek inny. - Bardzo bym sobie życzył - i to jest trzeci element mojego marzenia - żeby w ramach Cracovia Maraton odbyły się mistrzostwa Polski w maratonie. Naprawdę biorąc się za to od dzisiaj jesteśmy w stanie to zrobić. Jesteśmy w stanie wypełnić wszystkie kryteria i przyjąć maratończyków, którzy będą biegać po medale. Rozmawiał Andrzej Łukaszewicz